Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe

Beatyfikowani

 

 

 

 

 

Spotkałam Ją inaczej

o spotkaniu z Matką Czacką opowiada Siostra Kamila Zaremba FSK

 

Róża Czacka, późniejsza Matka Elżbieta urodziła się 22 października 1876 r. w Białej Cerkwii (obecnie są to tereny Ukrainy). W wieku 22 lat straciła wzrok po upadku z konia. W 1911 r. założyła Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Dostosowała pismo Braille’a do wymogów języka polskiego. W 1918 r. założyła Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, którego charyzmatem jest służba niewidomym na duszy i na ciele oraz wynagradzanie za duchową ślepotę świata. Również obecnie, według jej założeń osoby niewidome, świeccy pracownicy i siostry podejmują ścisłą współpracę w Dziele, które na cześć Trójcy Świętej nazwane jest „Triuno”. Od 1922 r. główną siedzibą Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi oraz zgromadzenia stają się Laski pod Warszawą, gdzie osoby niewidome na różnych etapach życia otrzymują fachową pomoc, edukację oraz wsparcie. Matka Elżbieta Róża Czacka zmarła 15 maja 1961 r. w opinii świętości.

Jestem w Zgromadzeniu 20 lat, nie miałam możliwości bezpośredniego spotkania z Czcigodną Służebnicą Bożą Matką Elżbietą Czacką, ale spotkałam ją inaczej. Jeśli jesteście zainteresowani jak? – poczytajcie…

Podobno pierwszych spotkań się nie zapomina, więc spróbuję napisać o tym pierwszym, dla mnie szczególnie ważnym. 16 sierpnia 1999 r. świeżo po pielgrzymce na Jasną Górę przyjechałam do Lasek pod Warszawą na tzw. „próbę”. Miały to być 2 tygodnie pobytu, podczas których mogłam  uczestniczyć wraz z siostrami Franciszkankami Służebnicami Krzyża w ich codziennym życiu. Jechałam z zamiarem  przekonania się, że nie jest to życie dla mnie. Potrzebowałam tego doświadczyć, by otrzymać wewnętrzny pokój, a następnie (tak sobie myślałam)  układać życie po swojemu.

 

 

Jak spotkałam Matkę Czacką? – w ogromnej prostocie, której tutaj doświadczałam, w prostocie tego miejsca, które zachwyciło mnie przestrzenią (znajduje się na skraju Puszczy Kampinoskiej) zaś zaskoczyło pozornym  nieuporządkowaniem architektonicznym – dużo różnych domków na jednym terenie, a jednocześnie pociągnęło głęboką harmonią i przemodleniem miejsc, po których stąpali przecież ludzie święci, ponieważ także współzałożyciel tego Dzieła – Czcigodny Sługa Boży ks. Władysław Korniłowicz, Czcigodny Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński i wielu innych. Od początku ukochanym miejscem stała się dla mnie Kaplica Matki Bożej Anielskiej – wyjątkowa, z Najświętszym Sakramentem, wieczną lampką nie elektryczną, ale płonącą… W Kaplicy można poczuć się jak w lesie, gdyż ma nieokorowane sosnowe pnie, drewnianą podłogę, ławki. W Kaplicy zauważyłam małe zasłonięte okienko, o którym  dowiedziałam się, że przez nie w trakcie choroby Matka Czacka łączyła się z Ofiarą Mszy Świętej będąc w swoim pokoju.

 

 

Co najbardziej uderzyło mnie w postaci Matki? Jej heroiczna wiara, nadzieja i miłość. Jako młoda kobieta, która jest hrabianką, (można powiedzieć, że jej rodziców na wszystko stać, załatwiają jej wizyty u różnych okulistów za granicą), która w wieku 22 lat traci wzrok po upadku z konia, jest w stanie usłyszeć diagnozę polskiego okulisty Gepnera: „Pani już nie będzie widzieć, proszę się zająć sprawą niewidomych, którymi nikt w Polsce się nie zajmuje”. Mało usłyszeć – nie załamać się i podjąć to wyzwanie? Szok, cios, lęk, tragedia – NIE – Róża wpuściła do swojego serca łaskę. Po latach wyznała, że utrata wzroku to było jej największe szczęście i gdyby miała wybierać nie widzieć świata oczami czy być niewidomą na duszy, to z pewnością wybrałaby to pierwsze. Jak można tak mówić, przecież brak wzroku to kalectwo, któż z nas nie chciałby widzieć?

Po utracie wzroku Róża na trzy dni zamknęła się w swoim pokoju. Były to dla niej wyjątkowe rekolekcje, w czasie których rozeznawała czego Bóg od niej chce. Wyszła po tym czasie wzmocniona, ponieważ już wiedziała. Wyjechała na 10 lat do różnych placówek za granicą, aby zdobywać doświadczenie jak pomagać niewidomym. Po tym czasie powstało Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, później Zgromadzenie.

 

 

Na „próbie” coraz więcej dowiadywałam się o Matce Elżbiecie, coraz lepiej ją poznawałam i coraz bardziej zachwycałam się tym, jak Pan Bóg jest w stanie realizować Swój plan w przegranym (tak by się mogło wydawać) życiu człowieka. On ją wybrał nie dlatego, że miała możliwości, aby być kimś w świecie, ale dlatego, że jej serce było w stanie otworzyć się na tak wielką, choć niezrozumiałą miłość Bożą. Bóg się nią posłużył, ponieważ ona powiedział Mu swoje „fiat”.

Matka Elżbieta od razu była dla mnie kimś bliskim, ale wiedziałam, że nie dostaję do niej ani czubkiem palców. Było mi miło słyszeć, że jako dziecko też była beksą i że również jak ja, miała ukochaną babcię, która uczyła ją wszystkiego, a przede wszystkim bliskiego kontaktu z Bogiem. Jako 7-letnia dziewczynka Róża uczyła się czytać na „Naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis po francusku.

 

 

Dla mnie czymś bardzo decydującym o moim wyborze życiowym, stały się pisma Matki Elżbiety, które miałam szanse czytać podczas tego dwutygodniowego pobytu na „próbie”. Niesamowicie uderzał mnie konkret Matki, jej język bardzo zrozumiały i bezpośredni, łagodny i dosadny zarazem. Chłonęłam wszystko i miałam wrażenie, że wszystko trafiało do mojego serca. Nie będzie  przesadą, stwierdzenie, że w tym co przeczytałam znalazłam odpowiedź na wszystkie moje dotychczasowe pytania, na które wcześniej nie znajdowałam odpowiedzi. Przez to, co mogłam przeczytać poznawałam Matkę jako osobę żyjącą Bogiem, bardzo mądrą, osadzoną w realiach życia, a nie bujającą w obłokach, kobietę mężną, która wie, czego chce, która wymaga przede wszystkim od siebie, ale też od innych z miłością. Matka pisała o wszystkim tak, aby już nie było wątpliwości. Ona wykształcona osoba pisała językiem zrozumiałym dla wszystkich, bardzo często zwracając się: „Do moich dzieci małych i dużych”.

Poczułam się jej dzieckiem, dzieckiem, które chce poznawać rolę Krzyża w życiu. Ujęła mnie modlitwa, którą siostry modlą się codziennie rano przed Mszą Świętą. Jest to AKT OFIAROWANIA KRZYŻA: „Panie Boże mój, Tobie ofiaruję krzyż mój całodzienny z miłości ku Tobie w zjednoczeniu z Męką Pana naszego Jezusa Chrystusa, na większą cześć i chwałę Twoją, na intencję Ojca Świętego, Kościoła Świętego i Ojczyzny, na zadośćuczynienie za grzechy moje, za grzechy całego świata, a w szczególności za duchową ślepotę ludzi. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.” Pomyślałam, że to piękne – od rana wszystko Bogu oddać, a potem nie cofać tej ofiary. I ten Krzyż – tak bardzo wpisany w matki życie, krzyż którego ja wielokrotnie nie rozumiałam czy nie rozumiem, przed którym chciałabym czasem uciec, ponieważ przypomina mi o niełatwej prawdzie, że do tego co wielkie, piękne, Boże idzie się przez krzyż. „Przez Krzyż – do Nieba” takie pozdrowienie jest w Laskach, które jeśli się świadomie wypowiada, za każdym razem mówi, że nie ma innej drogi, że droga do świętości wiedzie przez krzyż…

Kultura, serdeczność, zainteresowanie drugim człowiekiem, prawdziwa dobroć biła od osoby Matki. Tak ją wspominali ci, którzy mieli łaskę i szczęście poznania ją osobiście. Matka nie bała się prawdy, a w swoich pismach pisała, że miłość i prawda są podstawą życia w zgromadzeniu. Była niewiastą odważną, nie lękała się powiedzieć „Dzieło to z Boga jest i dla Boga. Gdyby zboczyło z tej drogi, niech przestanie istnieć”.

Zawsze, gdy doświadczam trudnych momentów w życiu przypominają mi się jej słowa, które są dla mnie dużym pokrzepieniem: „Sprawy najbardziej nieudane w oczach ludzkich, są najbardziej udane w oczach Bożych”.

 

 

Pod koniec tej opowieści o spotkaniu z Matką Czacką chcę jeszcze podzielić się treścią jej prywatnych ślubów złożonych 6 sierpnia 1921 r., które są dla mnie potwierdzeniem jej świętości: „Ja, siostra Elżbieta od Krzyża, przez ręce Matki Najświętszej, w zjednoczeniu z jej zasługami, Bogu w Trójcy Jedynemu oddaję się na zupełną i wyłączną służbę, jako całopalna ofiara, pragnąc, by odtąd wszystko we mnie kochało, czciło, chwaliło Boga; wyrzekam się wszystkiego, co nie zmierza ku chwale Bożej i ślubuję dozgonną czystość, ubóstwo, posłuszeństwo. Kocham i uwielbiam Boga za wszystkie krzyże przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, a wierząc i ufając, że z Męki Zbawiciela płynie męstwo i siła, ślubuję do końca życia dźwigać z radością i weselem wszystkie krzyże, które z miłosierdzia swego mi ześle. Tak mi dopomóż, Boże w Trójcy Jedyny, Matko Najświętsza, wszyscy Aniołowie i wszyscy święci. Amen.”.

Co za odwaga, mało tego, że dźwigać, ale jeszcze z weselem, radością i przez całe życie… Chociaż wiem, że bardzo nie dorastam, to jednak bardzo czuję się zaproszona i wciągnięta w orbitę oddziaływania jej świętości.

ONA, KTÓRA STRACIŁA WZROK ZIEMSKI, MOŻE BYĆ DLA NAS PRZEWODNICZKĄ DO KROCZENIA BOŻYMI DROGAMI, DO KROCZENIA TYMI DROGAMI, O KTÓRYCH BÓG WIE, ŻE SĄ DLA NAS NAJLEPSZE. Niewidomemu pomaga się wskazując drogę, będąc jego przewodnikiem. Matka Czacka ponieważ poznała drogi Boże, może być przewodniczką dla każdego i każdej z nas jak przez krzyż iść prostą drogą w ramiona Ojca.

Dziękuję za cierpliwość w czytaniu i jeśli jesteście bardziej zainteresowani tym, co robimy na co dzień zapraszam do zajrzenia na naszą stronę: www.triuno.pl    

 

 

S. Kamila Zaremba fsk

Franciszkanka Służebnica Krzyża,
w 2010 roku wraz z innymi Siostrami swojego Zgromadzenia 
i ks. Andrzejem Gałką – Krajowym Duszpasterzem Niewidomych
głosili Misje Święte w naszym kościele 

 

 

Żył realną obecnością Boga

Michalina Jankowska

 

Jest takie piękne miejsce na Ziemi, o którym Prymas Stefan Wyszyński powiedział: „Zbiornik nowych sił Miłości”. To Jego dom w Choszczówce, gdzie przyjeżdżał od 1969 roku na odpoczynek, modlitwę i cichą pracę. W Choszczówce jest także mój dom rodzinny w bliskim sąsiedztwie prymasowskiego i kaplicy kurpiowskiej. Moje dzieciństwo i młodość przebiegała w ścisłym związku z tym miejscem i osobami, które znały i żyły nauczaniem Prymasa Tysiąclecia – Instytutem Prymasa Wyszyńskiego. Odkąd pamiętam poznawałam Księdza Prymasa słuchając różnych historii i anegdot z Jego życia, jako zwyczajnego, pogodnego, uśmiechniętego człowieka, a nie dostojnika kościelnego. Dopiero później z upływem lat i wzrostem świadomości historycznej odkrywałam Jego znaczenia dla Kościoła w Polsce i na świecie. Jako dziecko mogłam dowoli przebywać Jego pokoju i wpatrywać się w obraz Matki Bożej, który stoi na biurku, a który Ksiądz Prymas zabierał ze sobą wszędzie na wizytacje diecezji, parafii, na Sobór, na konklawe… Przyglądałam się Jego biblioteczce, pamiątkom, prezentom, obrazom na ścianach a jednocześnie żyłam wśród osób, które cały czas mówiły o Księdzu Prymasie jako o Ojcu, gdyż był ojcem duchowym wspólnoty Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. Dla nich prowadził comiesięczne dni skupienia, rekolekcje, razem spędzali wakacje. Wzrastałam w otoczeniu przenikniętym Jego obecnością i wśród ludzi, którzy Go kochali i chcieli tak jak On kochać Boga i drugiego człowieka.

Dla mnie Prymas Wyszyński, to przede wszystkim człowiek, który żył realną obecnością Boga w codzienności. Na koniec swojego życia powiedział: „moje życie było jednym Wielkim Piątkiem” ale można dodać, że żył z nadzieją Zmartwychwstania. Wszystko co przeżywał było w Bogu a szczególnie w obecności Trójcy Świętej i Maryi. Gdy na początku lat 50 –tych księża i  siostry zakonne przychodziły ze skargą, że władza zabiera im szkoły, przedszkola, szpitale, drukarnie i pytali co będzie dalej, Prymas odpowiadał: „Nie wiem, co będzie, ale jest Bóg a my w Nim”.

Nauczanie Księdza Prymasa zaczęłam systematycznie poznawać, gdy na początku lat 90-tych zostałam zaproszona do Rodziny Rodzin przez Basię Dziobak –  z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. Początki tego duszpasterstwa sięgają końca lat 40. XX wieku i od początku była pod skrzydłami Prymasa a pod opieką Instytutu i Księży Pallotynów. Formacja oparta jest na czterech filarach: rodzinność, maryjność, eklezjalność i patriotyzm – zagadnieniach tak bardzo obecne w duszpasterzowaniu Prymasa. Zgłębialiśmy je w czasie roku formacji i na „wakacjach z Bogiem”, co roku inny filar.

Później poznałam ABC Społecznej Krucjaty Miłości, która bardzo pomaga mi w kształtowaniu relacji z drugim człowiekiem. I trzeba przyznać, że nie jest łatwa w realizacji. Ale taki jest Prymas – wymagający, od siebie i od innych. Tylko w taki sposób możemy osiągnąć w życiu wartościowe rzeczy, gdy będą ona nas kosztowały, w które włożymy trud. Ksiądz Prymas mówił także jak w życiu ważna jest wdzięczność, że jest to „cecha ludzi ze szlachetnego kruszca” i uczył za wszystko dziękować, nawet za przeciwności i ludzi nam niechętnych. Często także powtarzał, że „czas to Miłość i tyle jest wart czas ile jest w nim miłości” i jak dopowiada Pani Stenia, jeżeli tracę czas, to tracę miłość, okazję do miłowania.

Zawsze ujmował mnie Jego zachwyt nad przyrodą, której w Choszczówce nie brakuje. Rozpoznawał drzewa, kwiaty, ptaki spacerując po ogrodzie czy lesie. W świecie stworzonym widział wielkość i miłość Boga. Nawet w czasie uwięzienia potrafił dostrzec misterium świata przyrody, o czym pisał w „Zapiskach więziennych”.

Wzrastając w sąsiedztwie domu Prymasa i osób z Nim związanych bardzo bliska jest mi osoba Matki Bożej. On, który powiedział, że „wszystko postawiłem na Maryję” uczy mnie jak tym żyć na co dzień, jak „oddawać się Jej w macierzyńska niewolę miłości”, jak stawać się „Służebnicą Pańską”, jak mówić „Fiat” w pełnym zaufaniu woli Bożej, jak trwać w wierze tak jak Ona mimo trudów, przeciwności.

Jestem Panu Bogu bardzo wdzięczna, że obdarował moją rodzinę i mnie osobą Księdza Prymasa, Jego sąsiedztwem, obecnością, nauczaniem i świadectwem życia.  Ku wielkiej naszej radości, już niedługo zostanie ogłoszony błogosławionym, choć dla nas od zawsze jest orędownikiem w niebie.

 

 

 

 

 
Michalina Jankowska
Dyrektor Instytutu Prymasowskiego
Stefana Kardynała Wyszyńskiego

 
 
 

 

 

 

 

 

świadectwa znalazły się w naszej serii: