Aktualności,  Familiaris Tractatio Verbi Divini

Familiaris Tractatio Verbi Divini* 084

12 IV 2020 r. – W I E L K A N O C
J 20,1-9

Urszula, Marcin, Julia, Gabrysia i Victoria Pawłowscy




Boże, Ty w dniu dzisiejszym przez Twojego Syna pokonałeś śmierć i otworzyłeś nam bramy życia wiecznego,  spraw, abyśmy obchodząc uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, zostali odnowieni przez Ducha Świętego * i mogli zmartwychwstać do nowego życia w światłości. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna,  który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.






Bazylika Zmartwychwstania
(AFP PHOTO / THOMAS COEX)




Słowa Ewangelii według Świętego Jana

 
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono».
Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka.
Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych.


Oto słowo Pańskie.


za: brewiarz.pl

Autorka: Victoria, lat 6




praca Julii, Gabrysi i Victorii






 

„Dla wszystkich starczy miejsca, pod wielkim dachem świata.” Edward Stachura.

            Dzisiejszy fragment Ewangelii Jana, który czytamy w wielkanocny poranek ma w sobie sporo ludzkiej tragikomedii. Ma elementy i poważne, i trochę komiczne. Bo oto Maria Magdalena budzi bladym świtem śpiących Piotra i Jana i mówi, że grób Mistrza z Nazaretu jest pusty. Ciekawa jest dynamika tego męskiego spaceru przed wschodem słońca. Pewnie poszli, żeby Magda „nie suszyła im głowy”… dla męskiego świętego spokoju. Ciekawe jest, że – jak pisze Ewangelista – najpierw idą. Pewnie z lekką męską ignorancją próbując pokazać, jeden drugiemu, że sprawa ich nie rusza. Ale atmosfera, z każdym ich krokiem zaczyna się zmieniać; być może zaspany jeszcze umysł dopiero się budzi pod wpływem dopływu tlenu… ledwie co uspokojona adrenalina po traumatycznych wydarzeniach śmierci Jezusa, zaczyna znowu przyspieszać bicie serca i spinać mięśnie; i przyspieszając kroku, niczym Flip i Flap, zaczynają biec. Jan nie wytrzymuje ociężałości Piotra (może mentalnej… może fizycznej) i biegnie przodem, zostawiając za sobą zadyszanego rybaka ludzkich serc. Dobiegłszy do grobu, wysportowany uczeń znów zmienia dynamikę akcji, bo ten, który był pierwszy staje się ostatnim i do grobu nie wchodzi… patrzy z daleka. Wtedy na miejsce dochodzi ów drugi uczeń, który w między czasie, wróciwszy do spokojnego kroku zdążył opanować bicie serca i zatykający płuca oddech. Bez zastanowienia wchodzi do wnętrza grobu i odkrywa coś, co na zawsze zmieniło bieg ludzkiej historii… cud pustego grobu Jezusa.

Dziwna jest ta historia o niezgranej drużynie uczniów Jezusa. Ale dla mnie wynikają z tego ważne rzeczy.

Po pierwsze to, że każdy ma swoją pojemność serca… wrażliwość, która ma swoje granice. Jan pozostał pod krzyżem Jezusa do końca. Napatrzył się na skatowane zwłoki Jezusa i może miał już serdecznie dosyć widoku krwi, sińców i zapuchniętej twarzy… może dlatego nie wszedł do grobu. Piotr uciekł zanim cały dramat Mistrza na dobre się rozkręcił… i może ta zaoszczędzona energia popchnęła go do tego, by zajrzeć śmiało do grobowca.

Jaki z tego wniosek? Nie ważne kim jesteś, ile masz odwagi. Czy idziesz po bandzie jak Piotr: systemem wszystko albo nic; lub bardziej zachowawczo jak Jan: bo tak wypada, bo jeszcze trochę zacisnę zęby… a potem braknie mi sił, by doświadczyć chwili, która nigdy się nie powtórzy. Fakt zmartwychwstania się dokonał i objął tych, którzy byli bardzo blisko wydarzeń z Golgoty; objął tych, którzy byli miliony kilometrów od pierwszych świadków pustego grobu; którzy smacznie spali lub dopiero kładli się spać po nocnej imprezie. Tych Jezus też zbawił swoja śmiercią i zmartwychwstaniem; czy nam się to podoba czy nie. Dlatego za Edwardem Stachurą możemy spokojnie powtórzyć: „dla wszystkich starczy miejsca, pod wielkim dachem nieba.”

Po drugie. Nie sposób pominąć w tej historii roli Marii Magdaleny i jej wrażliwości, która jest wisienką na torcie opowiadania o zmartwychwstaniu. To jej kobiece serce obudziło ją do działania w środku nocy. To jej kobiece serce obudziło męskie działanie… bez ustawiania dodatkowej drzemki w budziku tak, by nie przegapić czegoś, co przydarza się w życiu tylko raz. Nie przegapić swojej szansy jednej na milion milionów.

Może wszyscy razem jednak stanowimy bardziej zgrany team niż nam się wydaje. Tylko musimy spojrzeć na te nasze relacje z GÓRY. 

Autor: Marcin Pawłowski,
mąż Uli
i tato Julii, Gabrysi i Victorii,
parafianin na emigracji,
aktualnie w kwarantannie 

Ula i Marcin

* Nawiązujący do sposobu św. Filipa Neri – krótki, przystępny komentarz do Liturgii Słowa. Autorami refleksji są świeccy, osoby w różny sposób związane z naszym duszpasterstwem. Mamy nadzieję, że ta propozycja spotka się z Państwa zainteresowaniem, pomoże w przygotowaniu się do Mszy św., będzie także okazją do lepszego poznania osób, które z widzenia znamy z kościoła.