Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe

Newman – święty dla nas, inspiracja 34

 

św. Jan Henryk kard. Newman COr

Przykazania Boże nie są ciężkie 

„Kazania parafialne”, tom I, Kazanie 8.

„Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.” (1 J 5, 3)

 

Trzeba nieustannie pamiętać, iż dostanie się do nieba jest czymś bardzo doniosłym i trudnym. „Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”, „Ciasna jest brama i wąska droga”, „Wielu będzie chciało wejść, a nie będą mogli”, „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Mt 22, 14; 7, 14; Łk 13, 24; 14, 26). Z drugiej strony, jest oczywiste dla każdego, kto czyta Nowy Testament z uwagą, że Chrystus i Jego apostołowie mówili o życiu religijnym jak o czymś łatwym, przyjemnym i wygodnym. Tak jest w słowach Pisma, które wybrałem: „Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.” W podobny sposób mówi nasz Zbawiciel: „Przyjdźcie do Mnie (…), a Ja was pokrzepię. (…) Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28-30). Również Salomon w Starym Testamencie mówi w ten sam sposób o prawdziwej mądrości: „Jej drogi drogami miłymi, ku szczęściu wiodą wszystkie jej ścieżki. Dla tego, co strzeże jej, drzewem jest życia, a kto się jej trzyma – szczęśliwy. (…) Gdy spoczniesz, nie zaznasz trwogi, zaśniesz, a sen twój będzie przyjemny” (Prz 3, 17-24). Nadto, u proroka Micheasza czytamy: „I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim?” (Mi 6, 8) tak jakby była to mała i prosta rzecz do wykonania.

Teraz spróbuję pokazać jak to jest, że owe pozornie przeciwstawne deklaracje Chrystusa i Jego proroków oraz apostołów zostają wypełnione dla nas. Albowiem może zostać zarzucone przez nierozważnych ludzi, że jesteśmy, jeśli mogę tak to wyrazić, szorstko traktowani. Zaprasza się nas, byśmy przyszli do Chrystusa i przyjęli Jego lekkie jarzmo, obiecuje nam się łatwe i szczęśliwe życie, radość czystego sumienia, zapewnienie o przebaczeniu i nadzieję nieba, a potem, z drugiej strony, gdy już przychodzimy, jesteśmy jak gdyby niegrzecznie odpychani, straszeni, wydawani rozpaczy z powodu surowych wymagań i złych przeczuć. Taki jest zarzut. Nie mógłby go postawić żaden chrześcijanin, bo my, bracia moi, znamy zbyt dobrze miłość naszego Pana i jedynego Zbawiciela, który umarł za nas, byśmy choć przez chwilę mogli na poważnie w ten sposób się skarżyć. Mamy co najmniej tyle wiary, że wystarcza ona do tego – a nie potrzeba jej aż tak wiele – by uwierzyć, że Syn Boży, Jezus Chrystus, nie jest „tak i nie, lecz dokonało się w Nim tak. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, wszystkie są tak w Nim. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze «Amen» Bogu na chwałę” (2 Kor 1, 19-20). Z tego właśnie powodu nikt z nas nie może na poważnie się skarżyć – pozwolę sobie stwierdzić to dosadnie – naleganie na obecność czegoś takiego w osądzie chrześcijanina jest absurdem bardziej nawet niż złośliwością. Pomimo tego, choć nikt z nas tak naprawdę nie odczuwa sprzeciwu wobec Ewangelii i wobec owej rozbieżności, z którą Ewangelia jest nam przedstawiana, to nawet jeśli stanowi to utrudnienie, byłoby dobrym dla naszego zbudowania, byśmy spojrzeli na te dwa punkty widzenia jako zgodne ze sobą. Winniśmy zrozumieć jak jest ona zarówno surowa oraz pobłażliwa w swoich przykazaniach i zarówno ciężka i łatwa w swoim posłuszeństwie po to, byśmy mogli ją w ogóle zrozumieć. „Przykazania Jego nie są ciężkie”, mówi tekst Pisma. Jak to jest? Podam jedną odpowiedź z kilku, których można udzielić na to pytanie.

Przede wszystkim, trzeba teraz przyznać, że tak w zasadzie, są one ciężkie dla wielkich mas chrześcijan. Nie mam zamiaru ukrywać tego faktu, o którym Biblia nie musi nas informować, ale który potwierdza powszechne doświadczenie. Nie ma wątpliwości, że nawet owe elementarne obowiązki, o których mówi prorok, „pełnienie sprawiedliwości, umiłowanie życzliwości i pokorne obcowania z Bogiem twoim” są dla większości ludzi ciężkie.

Z tego powodu ludzie o światowych umysłach, kiedy uznali, że podążanie prawdziwą drogą życia jest nieprzyjemne, spróbowali znaleźć inne, łatwiejsze drogi i przyzwyczaili się do argumentowania, iż musi istnieć inna droga, która lepiej im odpowiada niż ta, którą podążają ludzie pobożni – dlatego, że Pismo stwierdza, iż przykazania Chrystusa nie są ciężkie. Chodzi mi o to, że spotykacie osoby, które mówią: „W końcu nie powinno się oczekiwać, że surowe życie religijne jest aż tak konieczne jak się nam mówi w Kościele – inaczej jakże ktoś mógłby się zbawić? Więcej, i Chrystus zapewnia nas, że Jego jarzmo jest lekkie. Bez wątpienia będzie nam się dobrze powodziło, choć nie jesteśmy tak gorliwi w wypełnianiu naszych obowiązków jak powinniśmy być, choć nie jesteśmy tak regularni w naszym uczestnictwie w nabożeństwach, choć nie szanujemy duchownych Chrystusa i Jego Kościoła tak bardzo jak to czynią niektórzy ludzie, choć nie pracujemy nad poznawaniem Bożej woli, nad zapieraniem się siebie i życiem w Jego chwale tak całkowicie jak tego nakazuje surowa litera Pisma.” Niektórzy ludzie poszli tak daleko w swej śmiałości, by powiedzieć: „Bóg nie potępi człowieka tylko dlatego, że miał trochę przyjemności”, przez co rozumieją prowadzenie bezbożnego i rozwiązłego życia. Wielu jest też takich, którzy utrzymują, że wolno nam żyć według świata, robiąc to w sposób uczciwy, a równocześnie żyć dla Boga, twierdząc, że błogosławieństwa tego świata zostały nam dane przez Boga i z tego powodu mogą zostać legalnie wykorzystane – że używać ich legalnie oznacza używać z umiarkowaniem i wdzięcznością – że czymś złym jest być posępnym, a właściwym jest być niewinnie radosnym, i tak dalej. Wszystko to jest zupełną prawdą, jeśli w ten sposób się o tym mówi, chyba, że zostanie to wykorzystane w sposób nieuczciwy, nazywając umiarkowanym i niewinnym to, co apostołowie nazwaliby podporządkowaniem się światu i służeniem mamonie zamiast Bogu.

Zatem więc, przed pokazaniem wam co to znaczy, że przykazania Chrystusa nie są ciężkie, powiedziałem czego to nie oznacza. Nie oznacza to, że Chrystus obywa się bez surowego religijnego posłuszeństwa – cały język Pisma jest przeciwko takiemu poglądowi. „Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim” (Mt 5, 19). „Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie” (Jk 2, 10). Cokolwiek znaczy to, że jarzmo Chrystusa jest lekkie, nie jest to zachęta do grzechu. A poza tym, cokolwiek to oznacza, powtarzam, w zasadzie dla większości ludzi nie jest to łatwe. Póki co, nie ma tu o czym dalej dyskutować. Teraz więc przejdźmy, po tym wstępie, do zastanowienia się w jaki sposób On wypełnia wobec nas swoje obietnice, dotyczące tego, że Jego drogi są drogami przyjemnymi.

1. Otóż, zakładając, że jakiś przełożony obiecałby ci pewien prezent otrzymywany w konkretny sposób, a ty nie kierowałbyś się jego wskazówkami, czy to on złamałby swoją obietnicę, czy to ty dobrowolnie odebrałbyś sobie ową korzyść? Oczywiście to ty doprowadziłbyś do swojej własnej straty. Faktycznie, mógłbyś uznać jego ofertę za niewartą przyjęcia, rzeczywiście obciążoną warunkami, które się z nią łączą, ale jednak nie mógłbyś, będąc przyzwoitym, powiedzieć, że to on zawiódł w swoim zobowiązaniu. Otóż, kiedy Pismo obiecuje nam, że przykazania mają być łatwe, łączy tę obietnicę z zaleceniem, byśmy szukali Boga wcześnie. „Ja miłuję tych, którzy mię miłują; a którzy mię szukają rano, znajdują mię” (Prz 8, 17) [1]. Ponadto: „Pomnij jednak na Stwórcę swego w dniach swej młodości” (Koh 12, 1). Oto słowa Salomona, a jeśli żądasz autorytetu naszego Pana samego, zważ na Jego wskazówki odnośnie dzieci: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 14). Młodość to czas Jego przymierza z nami, kiedy On po raz pierwszy daje nam swego Ducha – dając Go wówczas po raz pierwszy, abyśmy mogli wtedy bezzwłocznie rozpocząć nasz powrót do posłuszeństwa wobec Niego – nie dając Go po to, byśmy opóźniali naszą ofiarę wdzięczności o dwadzieścia, trzydzieści lub pięćdziesiąt lat! Jest teraz oczywiste, że posłuszeństwo Bożym przykazaniom zawsze jest łatwe i prawie nie wymaga wysiłku ze strony tych, którzy zaczynają służyć Jemu od początku swoich dni, podczas gdy dla tych, którzy czekają jakiś czas, jest to ciężkie proporcjonalnie do tego, jak długo zwlekali.

Albowiem rozważcie, jak łagodnie Bóg nas prowadzi w naszych młodych latach i jak bardzo powoli ukazuje nam skomplikowane obowiązki życia. Dziecko z początku nie ma wiele więcej do zrobienia niż być posłuszne swoim rodzicom – o Bogu wie tyle tylko, ile oni potrafią mu powiedzieć i nie jest w stanie mierzyć się z wieloma myślami, czy to o Nim, czy to o świecie. Jest niemalże bierne w rękach tych, którzy dali mu życie, a chociaż posiada pewne ukryte instynkty co do dobra i zła, prawdy i fałszu, które mają wszyscy ludzie, nie wie wystarczająco wiele, nie miało dostatecznego doświadczenia w kontakcie z zewnętrznymi przedmiotami, na tyle aby ujawnić w formie i czynie owe wrodzone zasady sumienia, albo uświadomić sobie ich istnienie.

A podczas gdy, z jednej strony, zakres jego aktywności jest bardzo ograniczony, zauważcie, jak mu się w niej pomaga. Po pierwsze, nie ma ono żadnych złych przyzwyczajeń, które powstrzymywałyby natchnienia jego sumienia – lenistwa, pychy, kłótliwości – nie działają więc one tak, jak to się dzieje później, gdy umysł przyzwyczai się do nieposłuszeństwa, stając się stawiającymi opór przeszkodami, mocno tkwiącymi na drodze obowiązku. Posłuszeństwo wymaga wysiłku, to oczywiste, ale takiego jak fizyczny wysiłek dziecka, które podnosi się z ziemi po upadku, nie zaś wysiłku otrząsania się ze snu, nie, co gorsza, gwałtownego fizycznego wysiłku w chwili choroby lub długiego osłabienia. Kiedy zaś pierwszy wysiłek zostanie podjęty, posłuszeństwo podczas drugiej próby będzie łatwiejsze niż wcześniej, aż w końcu wówczas łatwiej będzie być posłusznym aniżeli nieposłusznym. Dobre przyzwyczajenie zostanie uformowane tam, gdzie inaczej powstałby zły zwyczaj. Zatem, w dziecku, jak można by przypuszczać, rozpoczęłoby się kształtowanie nowego charakteru, niepodatnego już więcej na wpływy każdej pokusy ku złości, niezadowoleniu, lękowi i uporowi, w taki sam sposób jak to miało miejsce wcześniej, ale z czymś w rodzaju mocnej zasady w jego sercu, aby odpierać pokusy w obronny sposób, tak jak tarcza odpiera strzały. W tym samym czasie, zakres jego działań powiększyłby się i, chociaż na jakiś czas kwestia jego próby stałaby się wątpliwa dla tych, którzy, tak jak aniołowie, byliby w stanie ją zobaczyć, to jednak, jeśli dziecko konsekwentnie podążałoby tym łatwym kursem przez kilka lat, może być tak, że jego ostateczne zbawienie zostałoby zapewnione i mogłoby zostać przewidziane przez tych, którzy byliby w stanie widzieć jego serce, choć ono o tym wszystkim nic by nie wiedziało. Bez wątpienia przyszłyby na niego nowe próby, zaatakowałyby go złe namiętności, co do których istnienia nie miało pojęcia, ale dusza narodzona w ten sposób z Boga, mówiąc słowami św. Jana, „nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka” (1 J 5, 18). „Trwa w nim nasienie Boże; taki nie może grzeszyć, bo się narodził z Boga” (1 J 3, 9). W taki sposób dotrwałoby ono do stanu dorosłego, jego obowiązki z czasem osiągnęłyby swój pełny zakres, a jego dusza byłaby w każdej części gotowa na stosowne ich wypełnianie. Taki mógłby być błogosławiony stan każdego z nas, jeśli tylko od dziecięctwa kierowalibyśmy się tym, o czym wiemy, że jest słuszne. We wczesnych latach życia Chrystusa, o ile możemy ośmielać się mówić o Nim w odniesieniu do nas, tak się stało, gdy wzrastał dzień po dniu bez grzechu, tak w mądrości, jak i w latach, w łasce u Boga i u ludzi [2]. Jednakże, celem mojego mówienia o owym stopniowym wzroście w świętości duszy nie jest wskazanie na to, co mogłoby być, jeśli nasze serca byłyby posłuszne Bogu, ale pokazanie jak łatwe posłuszeństwo byłoby dla nas w takim przypadku – polegałoby ono nie na nużących ceremoniach, nie na przykrej dyscyplinie ciała, ale na dobrowolnej ofierze serca, które zostało stopniowo i przez bardzo małe, okazjonalne wysiłki wyćwiczone, by kochać to, co pochwala Bóg i nasze sumienie.

Tym sposobem, przykazania Chrystusa postrzegane tak, jak On nam ich nakazuje przestrzegać, nie są ciężkie. Byłyby one ciężkie, gdyby zostały nałożone na nas od razu, ale one nie są nakazywane wszystkie na raz – zgodnie z Jego porządkiem, który opiera się na harmonijnym i rozważnym planie nadawania ich stopniowo, najpierw jeden obowiązek, potem następny, potem oba, i tak dalej. Co więcej, przychodzą one na nas w tym czasie, gdy zasada kierowania się cnotą formuje się w sposób naturalny i stopniowy w naszych umysłach poprzez uczynki posłuszeństwa, po których ona przychodzi jako nagroda. Dalej, jeśli ludzie nie przyjmują swoich obowiązków na rozkaz Chrystusa, ale decydują się odkładać podporządkowanie się oraz zamierzają podjąć się swoich zadań kiedyś w przyszłości i potem nadrobić czas miniony, czy jest w tym cokolwiek dobrego, jeśli takie działanie jest dla nich bolesne i trudne? Jeśli są przytłoczeni zaległościami w swojej doniosłej pracy, jeśli plączą się i potykają w zawiłościach Boskiego porządku, który stopniowo rozrósł się nad nimi? Czyż Chrystus jest zobowiązany powstrzymać ów porządek, przeorganizować swoją opatrzność tak, aby zabrać tych ludzi z ich właściwego miejsca w Kościele, ratując ich spod kół, które ich kruszą i postawić ich w jakimś prostszym i bardziej dziecinnym miejscu próby, gdzie, choć nie można mieć mniej do oduczenia się, mogliby przynajmniej na jakiś czas mieć mniej do zrobienia?

2. Biorąc to wszystko pod uwagę, ciągle można się sprzeciwiać, bo skoro, tak jak przyznałem, przykazania Boże są ciężkie dla większości ludzi, to jaki jest pożytek z mówienia jacy ludzie być powinni, kiedy wiemy jacy ? I w jaki sposób mówienie nam, że Jego przykazania nie powinny być ciężkie jest wypełnianiem obietnicy, iż Jego przykazania nie będą ciężkie? Mówić, że Prawo samo w sobie jest święte, sprawiedliwe i dobre to jedna rzecz, ale deklarować, że nie jest ono ciężkie dla grzesznika to zupełnie inna sprawa.

W odpowiedzi na to pytanie przyznaję całkowicie, że nasz Zbawiciel mówił o człowieku takim, jaki jest, jako o grzeszniku, gdy powiedział, że Jego brzemię będzie dla niego lekkie [3]. Z pewnością nie przyszedł On powołać sprawiedliwych, ale grzeszników [4]. Bez wątpienia znajdujemy się w zupełnie innym stanie niż Adam przed swoim upadkiem i nie ma wątpliwości, że pomimo to św. Jan mówi, że nawet dla człowieka upadłego Jego przykazania nie są ciężkie. Z drugiej strony, przyznaję, że jeśli człowiek nie potrafi być posłuszny Bogu, posłuszeństwo musi być ciężkie. Przyznaję także, oczywiście, że człowiek ze swej natury nie potrafi być posłuszny Bogu. Zaobserwujcie jednak, że nic nie zostało tutaj powiedziane przeze mnie, ani przez św. Jana, o człowieku jako urodzonym w grzechu ze swej natury, ale jako o dziecku łaski, jako o własności nabytej przez Chrystusa, który idzie przed nami ze swoim miłosierdziem, najpierw udziela błogosławieństwa, a potem dodaje przykazanie, odradza nas, a następnie nakazuje posłuszeństwo. Chrystus nie zobowiązuje nas do czynienie niczego, czego nie potrafimy wykonać. On naprawia niedoskonałość naszej natury, zanim jeszcze objawi się ona w działaniu. On oczyszcza nas z grzechu pierworodnego i ratuje nas od gniewu Boga poprzez sakrament chrztu. On udziela nam daru swego Ducha i wtedy mówi: „I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim?” [5] I czyż to jest ciężkie?

Kiedy zatem ludzie powołują się na swoją złą naturę jako usprawiedliwienie niechęci wobec Bożych przykazań, to jeśli faktycznie są oni poganami, niech zostaną wysłuchani, a nawet im może zostać udzielona odpowiedź. Jednakże to nie poganami się teraz zajmujemy. Owi ludzie skarżą się jako chrześcijanie i jako chrześcijanie, czyniąc tak, są całkowicie niedorzeczni, bo Bóg dostarczył lekarstwa na ich naturalną niezdolność w postaci daru Jego Ducha. Posłuchajcie słów św. Pawła: „Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa. (…) Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (Rz 5, 15-21).

Istnieją osoby, niech to nigdy nie zostanie zapomniane, które w taki sposób podążały prowadzone przez Boską opatrzność od swojej młodości, że dla nich Jego przykazania nie tylko nie są ciężkie, ale nigdy takie nie były – a to, że tacy ludzie istnieją stanowi podstawę potępienia wszystkich tych, którzy tacy nie są. Zostali oni wychowani, „stosując karcenie i napominanie Pańskie” (Ef 6, 4), a teraz żyją w miłości i pokoju Bożym, „który przewyższa wszelki umysł” (Flp 4, 7). Tacy są ci, o których nasz Zbawiciel mówi jako o „sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15, 7). Nie jest tak, że oni sami tak mówią o sobie, bo w swym sercu są oni w pełni świadomi niezliczonych grzechów i powszedniej ułomności. Jednak, wbrew potknięciom i upadkom na ich duchowej drodze, ogólnie rzecz biorąc, zdołali wytrwać. Jako dzieci służyli oni Bogu całkowicie, jeśli okazali nieposłuszeństwo, odzyskiwali utracony grunt, szukali Boga i godzili się z Nim. Być może ich młoda wiara ustępowała na jakiś czas zupełnie, ale nawet wówczas okazywali szczerą skruchę i silną odrazę wobec grzechu oraz szczerze się modlili by nadrobić stracony czas i dotrzymać tempa biegowi Boskiej opatrzności. Tak więc szli oni z Bogiem, choć istotnie nie krok w krok, nigdy przed Nim, często marudząc, potykając się i zapadając w sen, a jednak potem ruszając i spiesząc bez ociągania, by przestrzegać Jego przykazań, biegnąc i nie przeciągając w czasie [6]. W ten sposób idą oni naprzód, jednak nie sami z siebie, ale podtrzymywani Jego Prawicą i prowadzeni przez Jego Słowo, a chociaż nie mają czym się chlubić i znają swoją bezwartościowość, to jednak są świadkami Chrystusa wobec wszystkich ludzi, pokazując czym człowiek może się stać i czym wszyscy chrześcijanie być powinni. Zaś w dzień ostatni, będąc uznani za godnych dziedzictwa świętych w światłości [7], „potępią świat”, tak jak uczynił to Noe i staną się „dziedzicami sprawiedliwości, którą otrzymuje się przez wiarę” [8], zgodnie ze słowami: „Tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara” (1 J 5, 4).

Wreszcie, do czego zmierzają te uwagi, które czynię, jeśli nie do tego, by uniżyć każdego z nas? Albowiem, jakkolwiek wierni byśmy byli w posłuszeństwie Bogu i jakkolwiek wcześnie byśmy rozpoczęli takie postępowanie, z pewnością mogłoby to być prędzej niż faktycznie miało to miejsce i moglibyśmy służyć Jemu z większym zaangażowaniem serca. Możemy to sobie jedynie uświadomić. Pojedyncze osoby spośród nas mogą być mniej lub bardziej winne, zależnie od przypadku, ale najlepsi i najgorsi z nas tutaj zebrani mogą zjednoczyć się, aby wyznać, że „zbłądziliśmy i oddaliliśmy się od Twych dróg jak zagubione owce”, „postępowaliśmy zbyt często według zamysłów i pragnień naszych własnych serc”, „nie ma w nas zdrowia” i jesteśmy „nędznymi grzesznikami” [9]. Niektórzy z nas mogą być bliżej nieba, inni dalej od niego, niektórzy mogą mieć mocną nadzieję zbawienia, a inni – Boże uchowaj – choć może i tak być, nie mają obecnie żadnej nadziei. Pomimo tego, zjednoczmy się teraz jako jedno ciało w wyznawaniu – przez tę lepszą część z nas takie wyznanie będzie lepiej przyjęte, a dla tej gorszej jest ono bardziej potrzebne – że jesteśmy grzesznikami, zasługującymi na Boży gniew i nie mającymi żadnej nadziei poza obietnicami, „ogłoszonymi ludzkości w Chrystusie Jezusie, naszym Panu” [10]. Ten, który najpierw odrodził nas, potem dał swoje przykazania, a następnie został tak niewdzięcznie przez nas opuszczony, On ponownie musi nas usprawiedliwić i pospieszyć, jeśli mamy uzyskać przebaczenie po nagromadzonych winach. Prześledźmy w pamięci, na ile potrafimy, nasze wczesne lata życia – jacy byliśmy mając pięć lat, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia! Jaki byłby nasz stan – o ile jesteśmy w stanie to odgadnąć – gdyby Bóg kazał nam zdać sprawę w jakimkolwiek wieku aż do chwili obecnej. Nie zapytam jak by nam poszło gdybyśmy zostali zabrani w tej chwili – miejmy nadzieję, że jak najlepiej.

Niech każdy z nas, powiadam, zastanowi się nad swoim własnym rażącym i uporczywym lekceważeniem Boga w różnych okresach swego dotychczasowego życia. Jak delikatny był On względem nas! Jak chronił nas przed pokusami! Jak stopniowo ujawniał nam swoją wolę, tak byśmy byli w stanie ją znieść! [11] Jak wszystko czynił należycie, tak by dzieło duchowe mogło się rozwijać w spokoju, bezpiecznie i pewnie! Jak On nas prowadził, od zadania do zadania, jakby krok po kroku w górę, po łagodnych szczeblach drabiny, której szczyt sięga nieba! A jednak oddaliśmy się pokusie! Jak to się stało, że odmówiliśmy przyjścia do Niego byśmy mieli życie! Jak mogliśmy tak śmiele zgrzeszyć przeciwko światłu! A jaka była tego konsekwencja? Taka, że nasze zadanie urosło ponad nasze siły, albo też, że nasza siła zmniejszyła się, gdy nasze obowiązki zwiększyły się, aż w końcu zrozpaczeni zrezygnowaliśmy z posłuszeństwa. A On jednak wówczas na nas zaczekał, będąc wobec nas miłosiernym, odwrócił się i spojrzał na nas tak, by przywieźć nas do pokuty, a my przez chwilę byliśmy poruszeni. Jednakże, nawet i wtedy nasze krnąbrne serca nie mogły nadążyć za swymi własnymi postanowieniami, pozwalając, by uszedł z nich ów żar otrzymany od Chrystusa, tak jakby były z kamienia, a nie z żywego ciała. Co jeszcze mogło zostać uczynione Jego winnicy, czego On jej nie uczynił? (Iz 5, 4). „Ludu mój (wydaje się, że tak mówi On do nas), cóżem ci uczynił? Czym ci się uprzykrzyłem? Odpowiedz Mi! Otom cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli wybawiłem ciebie. (…) I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim?” (Mi 6, 3-8). On pokazał nam, co jest dobre. On zrodził cię i nosił na swym łonie „abyś nie uraził swej stopy o kamień” (Ps 91, 12). On wylał swego Ducha Świętego na nas, abyśmy umieli Go miłować. „Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.” Dlaczego zatem są one ciężkie dla nas? Dlaczego zbłądziliśmy z Jego dróg i uczyniliśmy twardymi nasze serca przed Nim? Dlaczego dzisiaj stoimy zawstydzeni, a nawet zaskoczeni z tego powodu, że znosimy wyrzuty ze strony naszej młodości?

Zwróćmy się do Pana dopóki jeszcze możemy. Trudność będzie proporcjonalna do dystansu, na jaki od Niego się oddaliliśmy. Ponieważ każdy z nas mógł uczynić więcej niż uczynił, to ucierpiał z powodu strat, których nie sposób nadrobić. My uczyniliśmy Jego przykazania ciężkimi dla nas i my musimy z tym sobie poradzić. Nie próbujmy wymówić się od ich przestrzegania dlatego, że są one ciężkie. My nie potrafimy zmyć plam grzechu. Bóg może nam przebaczyć, ale grzech dokonał swojego dzieła, a pamiątka po nim pozostała w duszy. Bóg to widzi. Szczere posłuszeństwo i modlitwa będą stopniowo ją usuwać. Mimo to, jakaż żałosna to strata czasu w naszym krótkim życiu, by, skoro stało się to konieczne, zajmować się jedynie odwracaniem dokonanego przez nas zła, zamiast postępować ku doskonałości! Jeśli nawet za łaską Bożą będziemy w stanie w pewnym stopniu uświęcić się pomimo naszych przeszłych grzechów, to jednak o ile więcej moglibyśmy byli dokonać, gdybyśmy zawsze byli zaangażowani w służbę dla Niego!

Przemyślenia te są gorzkie i upokarzające, ale to dobre myśli, o ile prowadzą nas do skruchy. To zaś przywodzi mnie do jeszcze jednej uwagi, którą podam na zakończenie.

Jeśli ktokolwiek, kto słucha mnie w tej chwili i jest poruszony tym, co powiedziałem, odczuwając wyrzuty i wstyd z powodu zepsutego sumienia, podejmuje nagle dobre postanowienie, niech zważa, by zacząć wypełniać je niezwłocznie, postępując według niego. Żarliwie i usilnie o to proszę. Powód jest następujący: jeśli ktoś tak nie postąpi, zaczyna się przyzwyczajać do nieuwagi i braku wrażliwości. Bóg porusza nas, aby początek wypełniania obowiązku był łatwy. Jeśli my nie posłuchamy, On przestaje nas poruszać. Każdy z was, bracia moi, kto nie skorzysta z tej uprzedzającej opatrzności, jeśli nie zwróci się teraz do Boga z gorącym sercem, później będzie musiał to uczynić, o ile w ogóle to uczyni, z zimnym sercem, co jest o wiele trudniejsze. Niech Bóg was przed tym broni!

 

tłumaczenie: Marcin Kuczok

Przekład ukazał się drukiem w „Oratoriana” nr 84 (2016), s. 40-53 (ISSN 2080-105X)

 

[1] Tłumaczenie cytatu podane za Biblią Gdańską, gdyż w tym przypadku lepiej oddaje sens myśli Newmana niż Biblia Tysiąclecia, która została wykorzystana w pozostałych cytatach biblijnych.
[2] Zob. Łk 2, 52 (przyp. tłum.).
[3] Zob. Mt 11, 30 (przyp. tłum.).
[4] Zob. Mt 9, 13 (przyp. tłum.).
[5] Mi 6, 8 (przyp. tłum.).
[6] Zob. Ps. 119, 60 (przyp. tłum.).
[7] Zob. Kol 1, 12 (przyp. tłum.).
[8] Zob. Hbr 11, 7. W przypisie do tego wersetu Biblia Tysiąclecia wskazuje na Rdz 6, 8-22 i Rdz 7, 1, zaznaczając, że Noe potępił innych ludzi samym przykładem życia krańcowo różnego od życia jego współczesnych (przyp. tłum.).
[9] Użyte tutaj przez Newman zwroty to cytaty z anglikańskiego aktu pokutnego, pochodzącego z oficjalnego modlitewnika tego wyznania, zatytułowanego „Book of Common Prayer” (1662). Polska wersja tego aktu pokutnego, choć nieco zmieniona w stosunku do angielskojęzycznego oryginału, została podana na stronie internetowej Polskiej Wspólnoty Episkopalnej pod adresem www.episkopalianie.pl (przyp. tłum.); aktualny adres www.anglicanchurch-poland.org (dopisek: filipini.eu)
[10] Jak wyżej (przyp. tłum.).
[11] 1 Kor 10, 13.