Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe

Newman – święty dla nas, inspiracja 51

 

 


Chwaląc Boga razem ze św. Janem Henrykiem Newmanem za dar Bożego Miłosierdzia


ks. Roger J. Landry
¹

 

tłumaczenie: s. Anna Musiał RSCJ

 

Rozważmy jedną z najważniejszych scen w Ewangelii, w której Jezus objawił nie tylko swoją boską moc, ale także istotę swej miłosiernej miłości (Mt 9,1-8). Ten sam Jezus, który spotkał sparaliżowanego mężczyznę, przychodzi na spotkanie z nami. Opisując ewangeliczną scenę św. Mateusz mówi, że obecni tam ludzie „byli wstrząśnięci i uwielbili Boga”. Tak powinno być zawsze, kiedy spotykamy samego Boga, który przychodzi do naszego życia. To właśnie powinno się zdarzyć, gdy widzimy, a zwłaszcza gdy otrzymujemy, łaskę Jego miłosiernej i uzdrawiającej miłości. Dziś w szczególny sposób wejdźmy w tę scenę tak, jakbyśmy robili to po raz pierwszy i przyjmijmy naukę, która powinna napełnić nas podziwem i uwielbieniem.

Pragnienie Jezusa, by uzdrawiać nasze dusze

Najważniejsza lekcja dotyczy pragnienia Jezusa, aby uzdrowić nasze dusze. Po wielu dniach głoszenia Dobrej Nowiny, Jezus przybył do Kafarnaum i napisano, że jest „w domu”, co prawie na pewno oznacza, że był w domu Piotra. Święty Marek i święty Łukasz opisują nam, że było tak wiele ludzi, iż nie było miejsca dla chorych – i najwyraźniej nikt nie dbał o to na tyle, aby zrobić miejsce dla osób niepełnosprawnych. Niektórzy mężczyźni, zamiast czekać, dokonali niezwykle trudnej rzeczy, a mianowicie wnieśli na dach sparaliżowanego człowieka. Nie mogę sobie wyobrazić, jak trudno jest utrzymać w równowadze paralityka, gdy jest on podnoszony na dach na noszach i połacie dachu są odkrywane, a potem opuszczenie go w taki sposób, by nie spadł na ziemię czy na głowę kogoś innego. Cóż to musiał być za spektakl! To oczywiste, dlaczego przyjaciele przyprowadzili sparaliżowanego mężczyznę do Jezusa. Chcieli, aby Jezus uzdrowił go z fizycznej niemocy. Ale Jezus przyszedł z nieba na ziemię przede wszystkim nie po to, aby wyleczyć nas z fizycznych dolegliwości, ale aby nas zbawić, uzdrawiając nas z duchowych nowotworów. Dlatego pierwszą rzeczą, jaką Jezus uczynił dla sparaliżowanego człowieka, było powiedzenie: „Synu, twoje grzechy są odpuszczone”. Uzdrowił go z paraliżu dopiero później, po tym, jak obecni tam krytycy słusznie zauważyli, że tylko Bóg może przebaczać grzechy na dowód tego, że rzeczywiście jest Bogiem. Przez dokonanie fizycznego cudu pokazał, co chce uczynić duchowo każdemu z nas: abyśmy powstali z grzechu i mieli udział w owocach Jego zmartwychwstania oraz mocy odpuszczenia grzechów, której udzielił apostołom w wielkanocny wieczór. Chce nas uzdrowić, abyśmy mogli trwać w wierze, chodzić Jego śladami i przebyć naszą drogę. Pragnie, abyśmy po uzdrowieniu wzięli nasze maty i wrócili do domu, szukając członków naszej rodziny, przyjaciół i sąsiadów, którzy sami są sparaliżowani przez grzech, i z taką wiarą jak przyjaciele uzdrowionego człowieka, przyprowadzili ich do Jezusa po miłosierdzie.

Newman o grzechu

Jednym z najważniejszych darów duchowych, które starał się przekazać ludziom sobie współczesnym, było przesłanie, jak bardzo potrzebujemy Bożego miłosierdzia – i że musimy przyjść, jak sparaliżowany człowiek, aby je otrzymać. W notatkach do homilii na XVIII niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego w 1851 roku, skupił się na tym, jak uzdrowienie przez Pana chorób cielesnych może pokazać Jego pragnienie uzdrowienia naszej duszy. Chociaż fizyczne ułomności, takie jak paraliż czy nawet trąd, „są straszne”, napisał, „to możemy być pewni, że różne choroby duchowe są o wiele straszniejsze”. We fragmencie książki „Rozmyślania i modlitwy”, opublikowanych po jego śmierci, modlił się do Pana: „Pomyślmy nawet o najohydniejszej z chorób, takiej, w której ciało marnieje i rozkłada się, krew jest zatruta, serce, płuca, wszystkie organy rozprężone, nerwy rozstrojone i rozkołatane, ból w każdym członku, pragnienie, niepokój, maligna – wszystko to jest niczym w porównaniu ze straszliwą chorobą duszy, którą nazywamy grzechem. Wszystko to są tylko jego skutki, wszystko to są jego cienie, nic więcej. (…) Boże mój, poucz mnie o tym! (…) Poucz mnie, czym jest grzech. Wszystkie te budzące trwogę bóle ciała i duszy są owocem grzechu, ale nie są niczym w porównaniu z karą, jaką trzeba będzie ponieść za grzech w życiu przyszłym. Najostrzejsze, najbardziej przenikliwe bóle cielesne niczym są porównaniu z płomieniami piekła; najpotworniejsza groza czy udręka niczym jest w porównaniu z nigdy nieumierającym robakiem sumienia; najgorsze odarcie, utrata majątku, opuszczenie przez przyjaciół, zupełna samotność na ziemi niczym jest w porównaniu z utratą Bożego oblicza. Wiekuista kara jest dopiero prawdziwą miarą zła grzechu. Mój Boże, poucz mnie o tym. Otwórz moje oczy i serce – usilnie Cię o to błagam, abym zrozumiał…”²


Newman o miłosierdziu 

Ale święty Jan Henryk nie poprzestał na tym. Zakończył modlitwę prośbą: „I nie tylko poucz mnie o tym, ale przez miłosierdzie Twoje i łaskę wyprowadź mnie z niego” [z okropnego lasu śmierci, w którym jestem zabłąkany – tak Newman opisuje stan grzechu]³. W swoich notatkach homiletycznych zanotował Dobrą Nowinę o Miłosierdziu po złej nowinie o grzechu. „Nasz Pan przyszedł, aby zniszczyć grzech. Jest to cecha charakterystyczna [chrześcijaństwa] ponad wszystkie inne religie: uznają grzech, ale nie mogą go wyleczyć. [Jezus raczej] usuwa winę i moc [grzechu]… swoją Śmiercią i Męką”.

W 1849 roku w przemówieniu do różnych wspólnot, cztery lata po przejściu do Kościoła katolickiego, święty Jan Henryk, opierając się Ewangelii o uzdrowieniu paralityka, scenie z Dobrym Łotrem i innych fragmentach, w których Pan przebaczał grzesznikom, z zapałem podkreślał, że „nasz Pan, dzięki swojej wszechmocnej łasce, może uczynić duszę tak czystą, jak gdyby nigdy nie była skażona brudem. […] On podtrzymuje nas, dla naszego pouczenia i pociechy, co może uczynić nawet dla najbardziej grzesznych, jeśli szczerze przyjdą do Niego po przebaczenie i uzdrowienie. Nie ma ograniczeń co do łaski i mocy Bożej… [jeśli] odczuwamy żal za nasze grzechy i błagamy o Jego miłosierdzie. …Jest nieskończenie potężniejszy niż zły duch, któremu grzesznik się zaprzedał, i może go wyrzucić. …Chociaż wasze sumienie świadczy przeciwko wam, On może je odciążyć; bez względu na to, czy zgrzeszyliście mniej, czy też bardziej, On może uczynić was tak czystymi w Jego oczach i tak Mu bliskimi, jak gdybyście nigdy od Niego nie odeszli. Stopniowo zniszczy wasze grzeszne przyzwyczajenia i natychmiast przywróci wam łaskę.”


Newman o sakramencie pokuty 

Następnie jasno mówi, że Pan odciąży nasze sumienia, oczyści nas, zniszczy nasze grzeszne przyzwyczajenia i przywróci nam łaskę: „Taka jest moc Sakramentu Pokuty, czy ciężar waszej winy był cięższy lub lżejszy, usuwa go, jakikolwiek by on nie był. Odpuszczanie wielu grzechów jest dla Niego równie łatwe, jak nielicznych. Czy przypominasz sobie w Starym Testamencie historię uzdrowienia Naamana Syryjczyka przez proroka Elizeusza? Miał tę okropną, nieuleczalną chorobę zwaną trądem, z białymi zmianami na skórze, która sprawiała, że człowiek był odpychający, a symbolizowała ohydę grzechu. Prorok polecił mu wykąpać się w Jordanie i choroba ustąpiła; „jego ciało”, mówi natchniony pisarz, „stało się na powrót zdrowe, jak ciało małego dziecka”. A zatem mamy tutaj przedstawienie nie tylko tego, czym jest grzech, ale też czym jest łaska Boża. Może cofnąć przeszłość, może dokonać tego, co wydaje się niemożliwe. Każdy grzesznik, nawet tak odrażający, może zostać Świętym”.

Newman darzył Sakrament Pokuty wielką miłością. 8 października 1845 roku czekał w domu na przybycie Ojca Pasjonisty, błogosławionego o. Dominika Barberi, aby przyjął go do Kościoła katolickiego. O. Dominik musiał dojechać do Littlemore, ale jego autobus był opóźniony o pięć godzin w powodu ulewnego deszczu. A ponieważ siedział w górnej części autobusu, przyjechał przemoczony do suchej nitki około godziny 23.00. Kiedy usiadł przy kominku, żeby wysuszyć ubranie, Newman wszedł do pokoju. Błogosławiony Dominik napisał później do swoich przełożonych: „Drzwi się otworzyły i jaki to był dla mnie poruszający widok, gdy ujrzałem u moich stóp Jana Henryka Newmana, błagającego mnie, abym wysłuchał jego spowiedzi i przyjął go na łono Kościoła katolickiego! I tam, przy kominku, z niezwykłą pokorą i pobożnością rozpoczął swoją spowiedź generalną.” Spowiedź rozpoczęła się 8 października i zakończyła się 9 października. Newman po prostu nie mógł się doczekać, aż wyschną ubrania o. Barberiego, żeby zmyć swoje grzechy. Pomimo swojego zmęczenia i zmęczenia spowiednika stanął wobec miłosierdzia Pana. Jeszcze tego samego dnia został warunkowo ochrzczony, złożył wyznanie wiary, uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Barberiego i przyjął Komunię Świętą jako katolik. Po święceniach na księdza katolickiego, 19 miesięcy później, miał przywilej uczynienia tego samego, z pokorą, wobec wielu innych penitentów, tak jak o. Barberi zrobił to dla niego przy kominku, który jest trafnym symbolem ognia miłosiernej miłości Boga.

Uważał, że Sakrament Pokuty i Pojednania jest jednym z największych darów ofiarowanych przez Kościół. W swoich wykładach z 1851 roku na temat ówczesnej sytuacji katolików w Anglii podkreślał: „Ile dusz żyje w niedoli, niepokoju lub samotności, których jedyną potrzebą jest znalezienie kogoś, przed kim mogliby wylać swoje uczucia niesłyszane przez świat? …Chcą je wypowiedzieć, ale tak, jakby ich nie wypowiedziano; chcą powiedzieć je temu, który jest wystarczająco silny, aby je znieść, ale nie za silny, aby nimi wzgardzić; chcą powiedzieć je komuś, kto może im od razu doradzić i współczuć; chcą uwolnić się od ciężaru, zyskać pociechę, otrzymać pewność, że jest ktoś, kto o nich myśli i do kogo mogą powrócić, do kogo mogą się udać, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Iluż to protestantów podskoczyłoby z radości na wieść o takiej korzyści… lub o przebaczeniu i udzieleniu łaski! Jeśli istnieje w Kościele katolickim jakaś niebiańska idea – patrząc na nią po prostu jako na ideę – z pewnością, zaraz po Najświętszym Sakramencie, jest nią właśnie spowiedź. …Och! jaki przenikający, napełniający serce i wywołujący łzy radości, pokój wylewa się na duszę, prawie materialnie i fizycznie; olejek radości, jak to nazywa Pismo, kiedy penitent w końcu powstaje, bo Bóg pojednał się z nim, a jego grzechy zmazał na zawsze!”

 

¹ks. Roger J. Landry, jest kapłanem diecezji Fall River w Massachusetts; pracuje w Misji Stałego Obserwatora Stolicy Apostolskiej przy Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. 
²John Henry Newman, Rozmyślania i modlitwy, Warszawa 1973; tłumaczenie: Zygmunt Kubiak
³tamże; dopisek: filipini.eu

 

za: