Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe

Newman – święty dla nas, inspiracja 78

 

 

Święty Jan Henryk Newman o nadziei

Marcin Kuczok

 

A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. (Rz 5, 5)

„Nadzieja” to tytuł wiersza ułożonego przez św. Jana Henryka Newmana w 1833 roku w Valletcie na Malcie, gdzie wraz z towarzyszami śródziemnomorskiej podróży musiał się poddać kwarantannie i złapał ciężką infekcję. Używając surowych obrazów, Newman przypomina nam o tym, że nawet w „beznadziejnej” sytuacji, w jakiej znalazł się upadły świat, Bóg wciąż ma kontrolę i doprowadza swoje dzieła do celu. W pierwszej strofie swojego wiersza Newman opisuje Noego, wychodzącego po powodzi z arki – „swego domu falami miotanego”, by ujrzeć „stan beznadziei”, w jakim znalazła się zniszczona przez wodę ziemia. Newman nazywa powódź „srogim chrztem”, po którym ludzkość może doświadczyć nowego początku. My zaś, skoro żyjemy w czasach po wielkiej powodzi, możemy uważać się za dzieci Noego – przodka, który był bez winy, w przeciwieństwie do praojca Adama. Oto powód do radości! Powódź zniszczyła świat, ale przyniosła ludziom nową nadzieję. „Łuk”, który Bóg kładzie „na obłoki”, aby był „znakiem przymierza” pomiędzy Nim a ziemią (Rdz 9, 13), w intrygującym obrazie opisanym przez Newmana staje się zapowiedzią Chrystusa. Podobnie jak tęcza stała się czymś, co można było podziwiać pośród zniszczenia świata, tak i Chrystus wychodzi z grobu, by dać nam nadzieję na swoje przyjście w chwale na końcu świata.

 

„Nadzieja”

My, co dziećmi się zwiemy,
nie mamy za praojca przodka Adamowego,
począwszy od wyjścia Noego ze swego domu falami miotanego
i udzielenia [światu] srogiego chrztu,
pogrążającego w swych wodach pożółkły kwiat ziemi.
Nie stało się wszakże tak, by niebiosa się wtedy oczyściły
lub ogień cherubów płonący u progu Edenu natychmiast się zagasił,
ale myśli [Noego] były poruszone,
zajęte Tym, który przyszedł i rozświetlił mrok barwnymi łunami,
także wiara [jego] mogła podziwiać tę scenę
wkroczenia [Boga] w stan beznadziei.
Pan przyszedł do nas i odszedł, my zaś czekamy
na ponowne przyjście, jawiące się typem potopu,
gdy nasza licha arka dopłynie do celu po wzburzonych falach.
Teraz więc, gdy jesteśmy świadkami wiosennych roztopów
i ziemia ma wydać sąd dojrzały, nie ukazują się naszym oczom
dostojne wieżyczki [wrót raju].
Samym nam bowiem trzeba wzrastać,
by dosięgnąć bramy Edenu do której przystęp kiedyś utracony.

Valletta (Malta), 5 lutego 1833

 

W ostatniej zwrotce czytamy, że Pan przyszedł i chodził po świecie, ale choć odszedł, nie poddajemy się smutkowi. Pomimo tego, że, jak wiemy, koniec świata może być jak „wzburzone fale”, nasze ziemskie ciała, „licha arka”, tak jak arka Noego, przetrwają wszelkie burze, prowadząc nas bezpiecznie do nieba, przed oblicze Najwyższego. Powtórne przyjście Chrystusa daje nam nadzieję, że bramy nieba zostaną szeroko otwarte. Mówi o tym hymn św. Tomasza z Akwinu „O zbawcza Hostio”:

O Zbawcza Hostio, godna czci
Co lud do niebios wiedziesz bram.
Bój srogi nęka wiernych Ci,
Daj siłę, pomoc ześlij nam.

Zatem, słowa z ostatnich linijek wiersza kardynała Newmana opisują podnoszącą na duchu prawdę o tym, że choć ziemia zostanie zniszczona na końcu czasów, to ci, którzy mają Chrystusa, będą „wzrastać, by dosięgnąć bramy Edenu” – nowego raju, nowego nieba i nowej ziemi, o których mówił Jezus. Mistyczne Ciało Chrystusa ma swój dom w niebie, gdzie Bóg czeka na swoje dzieci. Przedmiotem nadziei człowieka nie są materialne przyjemności, ani nawet pokój na świecie – to wszystko nie ma żadnej wartości wobec Boga, który króluje w niebie. Oto prawdziwa chrześcijańska nadzieja!

 

Opracowano na podstawie: Wyman, B.H. „Hope of Heaven”
Wiersz „Nadzieja” J.H. Newmana w tłumaczeniu Nataszy Liszowskiej

 

 

za: Świętogórska Róża Duchowna 3/2021 (252), s. 21-22.