Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe

Newman – święty dla nas, inspiracja 82

 

 

Medytacja na III Niedzielę Adwentu:
świętość na ziemi i w niebie

Shawn Tribe

 

tłumaczenie: s. Anna Musiał RSCJ

 

 

Medytacja na III Niedzielę Adwentu (Niedzielę Gaudete) „Świętość na ziemi i w niebie” pochodzi ze strony internetowej poświęconej osobie Johna Henry’ego Kardynała Newmana.

W kazaniu „Świętość konieczna dla przyszłego błogosławieństwa” (1826), Newman zastanawia się nad skutkami powołania do świętości, dając swoją własną odpowiedź na pytanie zadane św. Janowi Chrzcicielowi przez tych, którzy szukają Bożego zbawienia: „Co powinniśmy czynić?”. Jaka jest odpowiedź Newmana? Tylko poprzez chrześcijańskie nawrócenie – poszukiwanie „prawdy i czystości”, a w konsekwencji poszukiwanie Boga – możemy przygotować się do wejścia do nieba. Co więcej, tego, czym jest niebo, dowiadujemy się z liturgii chrześcijańskiej, która jest przedsmakiem radości, na którą liczymy w towarzystwie aniołów i świętych:

Niebo nie jest więc podobne do tego świata; powiem, do czego jest ono bardziej podobne – do kościoła. W miejscu powszechnego uwielbienia nie słyszy się języka tego świata; nie snuje się tam żadnych planów dotyczących doczesnych celów, wielkich czy małych, nie ma tam informacji, jak wzmocnić nasze doczesne interesy, rozszerzyć nasze wpływy lub zaciągnąć kredyt. Rzeczy te mogą być ważne na swój sposób, jednak – powtórzę – jest pewne, że w kościele nic o nich nie słyszymy. Tutaj mówi się wyłącznie i jedynie o Bogu. Chwalimy Go i czcimy, śpiewamy Mu i dziękujemy, wyznajemy Go, oddajemy się Jemu i prosimy o błogosławieństwo. A zatem kościół jest jak niebo, ponieważ zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku, mamy przed sobą jeden jedyny, niezależny przedmiot – religię. […]

Gdyby powiedziano nam, że żaden niereligijny człowiek nie może czcić, ani duchowo widzieć Boga w kościele – czyż nie powinniśmy od razu dostrzec znaczenia tej nauki? Bo gdyby przyszedł tu człowiek, który pozwolił sobie kształtować umysł na swój własny sposób, tak jak mu na to los czy natura pozwoliła, bez żadnych  świadomie podjętych wysiłków w kierunku poszukiwania prawdy i czystości, to nie znalazłby tu żadnej prawdziwej przyjemności, lecz szybko znudziłby się tym miejscem, ponieważ w domu Bożym słyszałby tylko o tym jednym przedmiocie, który go mało lub wcale nie obchodził, a w ogóle nie słyszałby o tych rzeczach, które pobudzałyby jego nadzieje i obawy, jego sympatie i motywacje.

Gdyby więc człowiek niereligijny (zakładając, że jest to możliwe) został przyjęty do nieba, to niewątpliwie doznałby wielkiego rozczarowania. Przedtem wprawdzie wyobrażał sobie, że mógłby być tam szczęśliwy, lecz gdy tam dotarł, nie znalazłby tam żadnych zajęć, oprócz tych, od których stronił na ziemi, żadnych zajęć, oprócz tych, których nie lubił i którymi gardził, niczego, co wiązałoby go z czymkolwiek innym we wszechświecie i sprawiało, że czułby się jak w domu, niczego, w co mógłby wejść i spocząć. Widziałby siebie jako kogoś wyizolowanego, jako istotę odciętą przez Najwyższą Moc od tych przedmiotów, które wciąż zajmowały jego serce. Znalazłby się w obecności tej Najwyższej Mocy, o której nigdy na ziemi nie mógł spokojnie myśleć, a którą teraz uważał jedynie za niszczyciela tego wszystkiego, co było dla niego cenne i drogie. Nie mógłby znieść oblicza Boga Żywego. Święty Bóg nie byłby dla niego żadnym przedmiotem radości. „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Zostaw nas w spokoju!” [Łk 4,34] jest jedyną myślą i pragnieniem dusz nieczystych, nawet gdy uznają Jego majestat. Nikt oprócz świętych nie może patrzeć na Świętego, bo bez świętości żaden człowiek nie może znieść widoku Boga.

 

za: