Aktualności,  Liturgia,  ON-LINE,  Oratorium Domowe

Śladami katechumenów: Przygotowanie bliższe

Patryk Żelichowski COr

 

Pewnie niejeden z nas zadaje sobie pytanie, po co w świecie pełnym religijnych propozycji człowiek potrzebuje jeszcze Wielkiego Postu? A może w dobie pandemii, w czasie różnorakich zawirowań i niepewności zdaje się on być tylko kolejnym „utrapieniem”?

 

Po co nam Wielki Post?

Może odpowiedzią na to pytanie będzie próba ponownego przeżycia stanu sprzed naszego chrztu. Czasu, którego nie pamiętamy – tajemniczego, enigmatycznego, zakrytego przed naszym poznaniem. Czy można powiedzieć, że to był czas zupełnie inny, kiedy nie mogliśmy nawet wyobrazić sobie, że mogłoby być inaczej?

Dziś jesteśmy przyzwyczajeni, że Bóg jest blisko, że czeka na nas w Najświętszym Sakramencie, w każdym kościele, w każdym tabernakulum, zawsze. Przywykliśmy do Eucharystii. Uczestniczymy w niej w każdą niedzielę, niektórzy każdego dnia. Jest to dla nas coś normalnego. A gdyby tego zabrakło? Gdybyśmy zaczęli dostrzegać w nas głód tajemnicy Paschalnej i przez moment poczuli się jak ci, którzy jeszcze nie przyjęli chrztu? Poczujmy się głodni – głodni Bożej obecności.

Śladami katechumenów

Przez kolejne tygodnie będziemy poznawać kroki, które musieli postawić kandydaci do chrztu. Nie było to takie łatwe. W pierwszym okresie chrześcijaństwa pełnym prześladowań, czy później, w wiekach średnich, stawiano kandydatom różne wymagania.

Kolejne etapy ścieżki katechumenów będą drogowskazem, jak przez następne dni i tygodnie przybliżyć się do Jezusa, do wielkiej tajemnicy Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Którędy właściwie wiedzie droga ucznia? Czy trudność, którą przeżywali ludzie tamtych czasów, jest dla nas do przejścia?

Jak to było na początku

Katechumenat w pierwszych wiekach trwał zwykle trzy lata. Składał się z dwóch części: przygotowania dalszego i przygotowania bliższego. Wielki Post obejmował przygotowanie bliższe, czyli ostatni etap katechumenatu. W tym czasie kandydaci zapisywali się  na listę i ubiegali się o chrzest.

Przyjętych nazywano electi i przygotowywano do chrztu przez codzienne nałożenie rąk, egzorcyzmy i słuchanie Ewangelii. Krótko przed chrztem biskup dokonywał egzorcyzmu nad każdym kandydatem z osobna.

W Wielki Czwartek kandydaci brali obowiązkową kąpiel, w Wielki Piątek pościli, w Wielką Sobotę wieczorem modlili się wspólnie, biskup nakładał na nich ręce, wymawiał ostatni egzorcyzm, zanurzał w basenie chrzcielnym… Taki opis pochodzi z podania Hipolita, z ok. 215-220 rok. Ale po kolei…

Przygotowanie bliższe

Katechumen, który chciał przyjąć chrzest i praktyką życia świadczył o swojej decyzji, mógł rozpocząć przygotowanie bliższe, by po okresie Wielkiego Postu, rankiem w Niedzielę Zmartwychwstania, przyjąć chrzest i dołączyć do grona wierzących.

Zapisanie się na listę

Dla tych, którzy spełniali wymagania stawiane kandydatom (np. dobre życie, szczerość intencji) i wyrażali szczerą chęć przyjęcia chrztu, biskup już nawet w Niedzielę Objawienia Pańskiego przypominał: ”Jest czas, aby w imię Boga pospieszyli się z przyjęciem łaski chrztu ci, którzy wierzą, że odpuści im wszystkie grzechy wcześniej popełnione”(św. Augustyn, Mowy). Tym sposobem zachęcano katechumenów do wpisania się na listę „ubiegających się o chrzest”.

Obowiązkiem katechumena było zgłosić się do swojego biskupa lub, jak czasem bywało, do biskupa miejsca, gdzie przebywał, by podać swoje imię do chrztu. Jest wysoce prawdopodobne, że już na tym etapie następowała wstępna selekcja kandydatów. W tamtym czasie wpisanie na listę kandydatów odbywało się to w atmosferze kameralnej, ze względu na sytuację Kościoła. Kiedy jednak nastała wolność religijna, w IV w. w Jerozolimie, zapisy przybrały bardziej uroczysty charakter. Pątniczka Egeria zapisała: „(…) na środku kościoła ustawiano tron biskupi. Obok niego zasiadają prezbiterzy. A wszyscy pozostali duchowni stoją.

Następnie przystępują pojedynczo kandydaci wraz ze swoimi rodzicami chrzestnymi: mężczyźni z ojcami [chrzestnymi], kobiety z matkami [chrzestnymi]. Biskup pyta bliskich stojącego przed nim katechumena, czy prowadzi dobre życie, czy rodziców szanuje, czy nie jest opojem albo próżnym. Tak pyta o inne cięższe występki obciążające człowieka”.

Sam zapis w tamtym czasie był traktowany bardzo poważnie. Porównywano ten obrzęd do:  „wpisania do niebieskiej księgi” (św. Jan Chryzostom) lub „do księgi życia” (św. Cezary z Arles). Dziś najczęściej to rodzice, przynosząc dziecko do chrztu, podają jego imię, które wraz z pozostałymi danymi zostaje wpisane do księgi chrztów. Jak uczą nas Ojcowie Kościoła, nie jest to tylko wpisanie do rejestru, który znajduje się w kancelarii parafialnej, bo takie są przepisy. Imię zapisywane jest w „księdze życia”, w niebie. Bóg zna moje imię. Mało tego, to imię jest przed Bogiem cały czas, zapisane po wsze czasy. Oto zachęta wynikająca z pierwszych kroków na drodze bliższego przygotowania do chrztu: uświadomić sobie, że moje imię jest zapisane w księdze, że uczynili to moi rodzice… Ale to nie wszystko! Moje imię jest niejako „u Boga”. Jestem dla Niego ważny. Spoglądając z innej perspektywy, można zastanowić się przez moment nad płynącymi stąd konsekwencjami: czy w każdym momencie mojego życia, jestem gotowy odpowiedzieć ponownie na pytania „Czy prowadzisz dobre życie? Czy szanujesz rodziców? Czy nie jesteś próżny?”

Ubiegający się o chrzest

Kto dokonał wpisu, należał do tzw. competentes (wspólnie ubiegający się) i uczęszczał na specjalne nauki udzielane przez biskupa lub wyznaczonego przez niego prezbitera. Przedmiotem katechezy były poszczególne artykuły wyznania wiary (symbolum fidei) oraz zasady życia prawdziwie chrześcijańskiego. Chrzest miał być przypieczętowaniem nawrócenia.

Po oficjalnym rozpoczęciu przygotowania bliższego, katechumeni byli zobowiązani do systematycznego uczęszczania na nauki głoszone z myślą o nich oraz na organizowane dla nich nabożeństwa. Przewidziane dla nich praktyki religijne miały charakter ekspiacyjny. W czasie nabożeństw i modlitw często klęczeli, co było postawą typową dla pokutników. Zdarzało się także, że leżeli krzyżem. Był to czas, kiedy również przez zewnętrzne znaki katechumeni pokazywali, że przygotowują się do przyjęcia sakramentu. Często takim znakiem była noszona włosienica.

W życiu codziennym kandydaci podejmowali różne praktyki ascetyczne, takie jak post, umartwienia, a przede wszystkim zobowiązywali się dawać dowody chrześcijańskiego życia. To wszystko miało na celu uporządkowanie swojego życia osobistego. Ciekawostką jest, że dość powszechną praktyką pokutną stanowiło… zaniechanie korzystania z łaźni. Była to praktyka mile widziana przez duszpasterzy. Z racji, iż w Wielką Sobotę katechumen miał wejść do basenu chrzcielnego, to dzień wcześniej wysyłano wszystkich kandydatów do łaźni, by nie powodować zaduchu w baptysterium (niewielkiego zwykle budynku z basenem chrzcielnym). Stwarzało to nawet swego rodzaju widowisko. Tam gdzie klimat jest naprawdę gorący, szczególnie w Północnej Afryce, była to praktyka pokutna zarówno dla katechumenów, jak i dla ich otoczenia.

Czas Postu – czas pokuty

Początek Wielkiego Postu to dobry moment na podjęcie konkretnej praktyki pokutnej. Nie jest to, jak możemy wyczytać, zwyczaj nowy. Należy jednak pamiętać, że opisane wyżej praktyki uwarunkowane były kontekstem historyczno- kulturowym oraz mentalnością ludzi tamtej epoki. Trudno wyobrazić sobie, aby dzisiaj ktoś poszedł do pracy w biurze, banku czy jako nauczyciel w szkole, we wspomnianej włosiennicy, lub też że do Niedzieli Wielkanocnej nie będzie brał kąpieli. Formy pokutne muszą być dostosowane do naszych czasów, żeby forma nie przesłaniała istotnej treści. Może to być po prostu zatrzymanie się na chwilę w biegu codzienności, odmówienie sobie czegoś, bez czego myśleliśmy, że nie umiemy żyć lub przebaczenie komuś, z kim od lat mamy na pieńku.

Praktyka pierwszych chrześcijan pokazuje, że pokuta jest ważnym środkiem na drodze rozwoju życia duchowego. To ona pomaga ludziom ochrzczonym po raz kolejny wejść świadomie na drogę nawrócenia, aby upodabniać się coraz bardziej do Jezusa. Wielki Post to wyjątkowy czas i okazja, by przypomnieć wagę i wartość pokuty, dzięki której przygotowujemy Panu w naszych duszach mieszkanie oczekujące na Tego, który jest – jak pisze św. Augustyn – interior intimo meo.

Upodobnić się do Niego

Moje imię jest zapisane w księdze życia, już na zawsze przed obliczem Bożym. On mnie zna, widzi i o mnie pamięta. Właśnie dlatego mogę żyć w stanie łaski uświęcającej, chodzić w Jego obecności pośród moich codziennych spraw. Będąc coraz bliżej Boga, chcę się do Niego upodabniać, dlatego potrzebuję oczyszczającej pokuty. Wszystko zmierza zatem do prawdziwej pobożności, rozumianej jako upodobnienia woli i rozumu do Chrystusa, jak uczy encyklika Mediator Dei papieża Piusa XII. W czym przejawia się taka pobożność? W dobrych uczynkach, w wierności modlitwie, w sumiennym spełnianiu swoich obowiązków i w gorliwym ćwiczeniu się w cnocie.                                                                                                                                                                                                                                                    


za: