Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe,  Świętego spotkałem

Świętego… spotkałem, V

 

 

Nieoczekiwane spotkanie 

Tomasz Basiński MCCJ

 

 

Odkąd pamiętam lubiłem Małego Księcia. Może dlatego, że mam z nim trochę wspólnego. Wychowałem się w niewielkiej, uroczej wsi Strzyżewo Kościelne, która położona jest niedaleko Gniezna. Moja rodzina jest najlepszą rodziną na świecie i bardzo ich kocham. Uczyłem się w szkole handlowej i pracowałem w cukierni. Miałem znajomych, przyjaciół, ale pomimo to, często czułem pewną tęsknotę w sercu. Bardzo lubiłem popołudniami oglądać zachody słońca, a muszę przyznać, że w Strzyżewie są one przepiękne. Moje życie kręciło się właśnie w tym niewielkim światku, na tej mojej asteroidzie. Aż pewnego dnia postanowiłem wyruszyć w drogę. Wybrałem się na pielgrzymkę do Częstochowy. A przyznać musze, że Częstochowa była bardzo, bardzo daleko od rodzinnego domu. Tak mi się wówczas wydawało. Pielgrzymka była niesamowita. Wspólny marsz, modlitwy, śpiewy… Podczas drogi, któregoś słonecznego popołudnia usłyszałem jak jeden chłopak opowiadał o dziwnie brzmiącym zgromadzeniu zakonnym. Pamiętam, że podszedł do mnie i wręczył mi ulotkę, a na niej było napisane: Misjonarze Kombonianie Serca Jezusowego. Hmm, śmieszna nazwa – pomyślałem – ale ciekawa. Widniało na tej ulotce zdjęcie pewnego poważnego gościa z długą brodą. Jak się okazało był to święty Daniel Comboni, założyciel Kombonianów. Kilka dni później pielgrzymka się skończyła, wróciłem do mojej rzeczywistości i znów było normalnie. Ale w sercu jakoś czułem pewien płomyk, który nie dawał mi spokoju. Zapomniałem dodać, że jedną z intencji, z którą szedłem na pielgrzymkę, było to, żeby Matka Boża pomogła mi rozeznać, co w życiu mam robić. Ja tylko wiedziałem, że chcę pomagać innym, i to niekoniecznie piekąc i sprzedając pączki czy serniki.

Przez kolejne miesiące rodziło się we mnie wiele myśli. Comboni… Kombonianie… Misje… Przecież to wszystko to wielki świat! A może by tak być misjonarzem? Eeeee, Tomek, co ty wygadujesz?! – tłumaczyłem sam sobie. Przecież trzeba znać języki, trzeba być… wyjątkowym, trzeba usłyszeć głos Pana Boga, który wzywa. A ja przecież Go nie słyszałem! Ja przecież byłem zwyczajnym chłopakiem z małej, wielkopolskiej wioski. Ale co jeśli Pan Bóg rzeczywiście chce żebym był misjonarzem? Eeee, daj spokój. Ale co jeśli naprawdę chce?

Pamiętam, że skontaktowałem się w końcu z Kombonianami w Warszawie, pojechałem ich odwiedzić i po kilku miesiącach wstąpiłem do Zgromadzenia. To wszystko było wielkim szaleństwem i tylko patrząc na to oczami wiary, można widzieć jakąś logikę: logikę Pana Boga.

Dziś mija 20 lat odkąd wstąpiłem do Kombonianów. Jestem Bratem w naszym Zgromadzeniu i codziennie – tak jak Mały Książę – uczę się pielęgnować moją przyjaźń z Panem Bogiem. Dziękuję Mu za to, że zaprosił mnie do tej wędrówki, za to, że pewnego słonecznego popołudnia przedstawił mi świętego Daniela Comboniego.

 

 

 

 

 

 

 

Tomasz Basiński MCCJ

(ur. 1980), brat misjonarz kombonianin, dziennikarz,
w latach 2008 – 2015 studiował i pracował w Kolumbii.
Obecnie przebywa we wspólnocie w Krakowie i pełni posługę redaktora naczelnego czasopisma Misjonarze Kombonianie.