Aktualności,  ON-LINE,  Oratorium Domowe,  Świętego spotkałem

Świętego… spotkałem, X

 

 

Mocny w wierze, płonący miłością, posłaniec pokoju, aż do męczeństwa

Krzysztof Łabno

 

 

9 sierpnia 2021 roku mija dokładnie trzydzieści lat od męczeńskiej śmierci bł. o. Zbigniewa Strzałkowskiego – franciszkanina, pochodzącego z podtarnowskiej wsi Zawada. Ta rocznica to dobra okazja, aby przypomnieć proste i skromne życie tego błogosławionego kapłana. Swoimi wspomnieniami o bł. o. Zbigniewie zechciał podzielić się pan Krzysztof Łabno – mieszkaniec Tarnowca, serdeczny przyjaciel i kolega ze szkolnej ławki bł. o. Zbigniewa.

 

W Zawadzie, w mojej rodzinnej miejscowości, wciąż jest wiele osób, które pamiętają bł. Zbigniewa Strzałkowskiego. Wiele się tutaj o nim mówi, wiele osób go wspomina. Miałem to szczęście kolegować się ze Zbyszkiem. Byliśmy rówieśnikami, chodziliśmy do jednej klasy, obaj byliśmy lektorami, graliśmy w przedstawieniach na Boże Narodzenie, Męki Pańskiej oraz życia św. Genowefy, spędzaliśmy mnóstwo czasu po szkole. Choć minęło wiele lat, wciąż dobrze pamiętam Zbyszka, mojego kolegę ze szkolnej ławki.

Gdyby powiedzieć o jego cechach charakteru, to pierwsze co przychodzi mi do głowy to to, że był bardzo kontaktowy. Nie miał problemu z nawiązywaniem znajomości. Był bardzo normalny. Wszyscy go lubili. Można powiedzieć, że był stosunkowo skryty, ale zasadniczy. Pomagał wszystkim. Z nikim nigdy się nie pokłócił. Nie był kawalarzem, ale dobrze tańczył, w szkole miał zawsze wzorowe zachowanie.

Chodziłem z nim do jednej klasy całe osiem lat. Zbyszek bardzo dobrze się uczył. I co ważne: miał swoje zasady. W szkole nie dawał odpisywać. Wszyscy prosili go, aby dał odpisywać zadanie, a on nie dawał. Miał zasadę: „chodź nauczę Cię, wytłumaczę, zrobimy to razem”. Chciał, żebyśmy się nauczyli, a nie odpisali. Dawał odpisywać, ale tylko wtedy, jak już nie było czasu na tłumaczenie, żebyśmy nie dostali ocen niedostatecznych. Z chęcią tłumaczył, ale miał zasadę, że czegoś w szkole powinieneś się nauczyć.

Nie mówił o swoich planach zostania księdzem, a tym bardziej o wyjeździe na misję. Pamiętam jednak, że Zbyszek zainicjował akcję zbierania znaczków. To było gdzieś w VII klasie szkoły podstawowej. Odklejaliśmy nad parą znaczki z listów, z widokówek (a wtedy się dużo pisało, bo nie było maili) i to wysyłał na misje. Nie pamiętam do końca, w jaki sposób to było wykorzystywane, ale taka akcja miała miejsce. Zależało mu na tym bardzo. Już wtedy myślał o wspieraniu misji świętych.

Mnóstwo czasu spędzaliśmy razem po szkole.  Robiliśmy sobie łuki (koniecznie z leszczyny, bo jest giętka) i tak biegaliśmy po Zbyszkowym lesie. Były też podchody i spliszki. A ile z kołem żeśmy się obiegali. Starsi będą pamiętać. Dzieci po prostu same wymyślały zabawy. Spotykaliśmy się codziennie po popołudniu po szkole, gdy nie było pracy w polu. Wiadomo to były inne czasy. Zwykle było nas dziesięcioro. Zawsze razem. Nie było żadnych podziałów czy grup. W niedziele graliśmy w piłkę nożną… na ściernisku. Kto by teraz w ogóle wszedł na ściernisko, przecież to kłuje? A wtedy tak się grało w piłkę. Zbyszek świetnie grał. Był wysportowany.

Często przychodziło się do domu Strzałkowskich, bo u nich był pierwszy telewizor we wsi i oglądaliśmy wszyscy. Czasem się dziwiłem, jak rodzina wytrzymuje z nami, z tą naszą całą paczką, ale nigdy nie było problemu. Byli bardzo otwarci. Jak oglądaliśmy, to cisza była idealna. Film się kończył, wszyscy wychodzili. I tak co tydzień w czwartek o 16:40. Tej godziny nie zapomnę do dziś. W zimie już było ciemno, a w lecie to niestety często trzeba było iść w pole, do pracy. Nie było czasu na oglądanie telewizji. Rodzina Strzałkowskich też miała duże gospodarstwo. Zbyszek, jak każdy z nas, był zaangażowany w pracę na roli.

Później po szkole podstawowej uczęszczał do technikum. Profil – obróbka skrawaniem. Moja żona chodziła do tej samej szkoły, tylko rok wyżej. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął pracę w Wojewódzkiej Dyrekcji Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich w Tarnowie, a później – w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Tarnowcu. Był kontrolerem jakości maszyn rolniczych. Nie przepuścił żadnej fuszerki. Niektórzy mu tam mówili, żeby dał spokój, przecież nie musi być tak dokładnie. A on nie, nie przepuścił niczego. Taki był Zbysiu. Dokładny i solidny.

Obydwaj byliśmy lektorami. W swojej służbie przy ołtarzu też pokazywał swoją zasadniczość. Lektorzy to różnie składają te ręce, a on – to dobrze pamiętam – zawsze „jak na obrazku”. Widać było w nim to przejęcie i przekonanie Komu służy. Jeśli tak się wymaga, to tak się powinno robić. Chyba jego postawę najlepiej oddaje świadectwo ks. dra Pawła Śliwy – ówczesnego duszpasterza w Zawadzie: „Zbigniew Strzałkowski należy do najbardziej wzorowych młodzieńców w Zawadzie. Prawie zawsze przystępował do Komunii świętej. Jest ogromnie uprzejmy dla kapłanów, dla osób starszych, w ogóle dla wszystkich. Jest intelektualnie utalentowany i przejęty Bogiem, a zarazem pogodny i serdeczny w pożyciu z koleżeństwem”. Lektorem był do końca, do momentu aż wstąpił do franciszkanów.

Było wielkim zaskoczeniem, że wstępuje do zakonu. Nawet jego rodzina niczego się nie domyślała.. W podaniu o przyjęcie do zakonu miał napisać: „Pragnę służyć Panu Bogu w zakonie jako kapłan, w kraju lub na misjach, gdziekolwiek mnie Bóg powoła, pragnę naśladować św. Franciszka i bł. Maksymiliana Kolbego”. Mieliśmy ze Zbyszkiem cały czas dobry kontakt, nawet jak już był w zakonie u franciszkanów, aż do momentu jak pojechał do Peru 30 sierpnia 1989 roku. W tym też był tajemniczy i skryty, bo nikt z nas nie wiedział, że wyjeżdża na misje do Ameryki Południowej. Nawet rodzinie powiedział w ostatniej chwili. Był jednak pewny swojej decyzji. W rozmowach na temat sytuacji politycznej w Peru, gdy wspominano, że robi się tam niebezpiecznie on miał odpowiedzieć: „Gdy się jedzie na misje, trzeba być gotowym na wszystko”.

Na misjach – jak można przeczytać w jego życiorysie – wraz z o. Michałem Tomaszkiem zajmował się parafią w Pariacoto obejmującą około 70 wiosek. Wyróżniał się zdolnościami organizacyjnymi, ogromną pracowitością i wielkim poczuciem odpowiedzialności. Wraz z Caritas dostarczał pomoc żywieniową dla całej parafii. Szczególnie troszczył się o chorych. Wraz z o. Michałem Tomaszkiem 9 sierpnia 1991 roku został zamordowany z rąk skrajnie lewicowego ugrupowania terrorystycznego „Świetlisty Szlak”. Napastnicy przybyli do klasztoru, związali kapłanów i wywieźli samochodami za wioskę, gdzie zabili ich strzałami w tył głowy.

O śmierci Zbyszka dowiedzieliśmy się dość szybko. W telewizji od razu mówili, że w Peru zginęło dwóch polskich misjonarzy. To był ogromny ból i smutek dla nas wszystkich. Niedowierzanie. Przecież Zbyszek miał dopiero 33 lata. Pamiętam, że zaraz po śmierci Zbyszka, jego rodzice zostali zaproszeni na prywatne spotkanie z papieżem. Jan Paweł II był akurat w Polsce, odbywał pielgrzymkę z okazji Światowych Dni Młodzieży. Bardzo zależało papieżowi, żeby się z nimi spotkać. Na prywatnej audiencji w Krakowie, papież miał do nich powiedzieć: „Mamy nowych błogosławionych”.

W końcu przyszedł ten uroczysty dzień 5 grudnia 2015 roku. Zbyszek został błogosławionym. To było ogromne wzruszenie, radość. Zbyszek w aureoli zawsze młody, a my tutaj starzejący się. Ciągle modlę się za jego wstawiennictwem. Wiem też, że stale mi towarzyszy. Tak jak wtedy, gdy chodziliśmy do szkoły, czy pracowaliśmy w polu. Mam nawet kilka zdjęć z młodości w swoim albumie.

Jak wspomniałem wcześniej, u nas w Zawadzie postać naszego błogosławionego rodaka jest wciąż żywa. Jest wiele osób, które wciąż go pamięta i wspomina. Obok kościoła umieszczono dzwon poświęcony pamięci Zbigniewa Strzałkowskiego. Zbigniew jest również patronem Szkoły Podstawowej. Co roku jest organizowany bieg pamięci Zbigniewa Strzałkowskiego (w tym roku odbył się XVIII bieg), który przybiera już formę festynu i dobrej zabawy.

Oczywiście nie da się opisać tego wszystkiego, czym żyliśmy wspólnie i o czym rozmawialiśmy. To na pewno zostanie na zawsze w moim sercu i pamięci. Nie sposób też w kilku zdaniach opisać tego, jaki był Zbyszek. Myślę, że najlepiej jego życie opisali mieszkańcy Pariacoto, gdzie posługiwał. Na grobie o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka napisali: „Mocni w wierze, płonący miłością, posłańcy pokoju, aż do męczeństwa”.

 

 świadectwo p. Krzysztofa Łabno spisał ks. Mirosław Jasnosz COr

 

 

Strzałkowski

Zbigniew Strzałkowski. Zdjęcie maturalne. 1978 rok.

 

Strzałkowski 01

Wyjazd Liturgicznej Służby Ołtarza parafii św. Marcina w Zawadzie. Bieszczady.
Opiekun ks. Stanisław Marczewski. Rok około 1976.
Zbigniew Strzałkowski pierwszy z prawej.

218133891_199067425558773_1218506922332819334_n

Wizerunek bł. o. Zbigniewa Strzałkowskiego znajdujący się w jego rodzinnym domu.

 

 

 

 

 
Krzysztof Łabno
mieszkaniec Tarnowca, serdeczny przyjaciel i kolega ze szkolnej ławki bł. o. Zbigniewa