400!,  Aktualności,  Świętego spotkałem

Świętego… spotkałem, XIX

 

 

Potrafiła skutecznie zdestabilizować klasztorne życie

Julietta Homa OP

 

W świecie różnych propozycji, w wachlarzu możliwości, pojawiają się święci, którzy nie muszą być abstrakcyjnymi i zamierzchłymi wzorami, które nie da się przełożyć na współczesność. Świętość wbrew pozorom jest bardzo aktualna, bo jest opcją życia, którą można przełożyć na każdy czas, każde środowisko. Różnorodność istniejąca pomiędzy świętymi jest przykładem jak wiele możliwości życia istnieje do realizacji. Dlatego poznając świętych, a szczególnie ich działanie, oraz świat wewnętrzny, możemy uczyć się wiary, to znaczy szukać własnego języka porozumienia i dialogu z Bogiem. Nie wszyscy potrafią wykorzystać te drzemiące w swoim wnętrzu możliwości, dlatego potrzebują niektórzy pomocy, wzoru, który zainspiruje do tworzenia własnej, bardzo indywidualnej drogi do i z Bogiem. Świętość nie jest tylko po to, by ją odwzorowywać, czy w ślepy sposób naśladować. Jest ona raczej potrzebna do tego, aby w ogóle rozpoznać w sobie chęci i możliwości, które ofiarował nam Bóg.

Mistyk potrafi skuteczne zdestabilizować życie w swojej klasztornej wspólnocie i św. Katarzyna Ricci jest tego świetnym przykładem. Zacznijmy jednak od początku.

Urodziła się w rodzinie naczelnika republiki florenckiej i otrzymała na chrzcie imiona Alessandra Lukrecja Romola, kojarzące się raczej z siejącą skandale rodziną Borgiów niż ze świętością. Życie zakonne zaczęła w wieku sześciu lat u benedyktynek, które opuściła po otrzymaniu podstawowej edukacji. Rozejrzała się po świecie, odetchnęła florenckim powietrzem, po czym wzgardziła jednym i drugim, wstępując do dominikanek w Prato. Co więcej wzgardziła też imieniem i pochodzeniem, przyjmując imię Katarzyna po słynnej świętej ze Sieny.

Była chorowita. Mimo to już w wieku dwudziestu pięciu lat została wybrana po raz pierwszy na przełożoną klasztoru. Świetnie radziła sobie z administracją i organizowaniem życia klasztornego. W między czasie prowadziła bogatą korespondencję z ówczesnymi papieżami i innymi świętymi swoich czasów – np. Filipem Neri czy Karolem Boromeuszem. I gdzie tu miejsce na destabilizację? Otóż w kaplicy.

Na obrazach Katarzynę można poznać po Krzyżu – stoi na biurku, trzyma go w rękach lub stoi przed nim, wyciągając ramiona w stronę Ukrzyżowanego, który odpowiada jej tym samym gestem. Kontemplacja Męki Pańskiej była centrum jej duchowości. To ona jest autorką Kantyku o Męce Pańskiej, utkanego po mistrzowsku głównie z biblijnych fraz mówiących o męce Chrystusa. W końcu opowieść o krzyżu to historia najpiękniejszej miłości. Jest w tej modlitwie tak wielka moc Ducha, że w wielu klasztorach dominikańskich nadal śpiewa się ją w wielkim Poście.

Katarzyna tak intensywnie medytowała Bożą miłość wyrażoną w krzyżu, że zaczęła uczestniczyć w tej męce fizycznie. Co tydzień od czwartkowego do piątkowego popołudnia doświadczała bólu związanego ze stygmatami. Na jej palcu, podobnie jak u świętej Katarzyny ze Sieny, było można dostrzec odcisk obrączki. Zaczęła wpadać w ekstazy, na jej ciele pojawiły się rany, a w klasztorze – gapie, którzy skutecznie zniszczyli spokój i ciszę zakonnego życia.

Siostry najpierw próbowały spacyfikować wizjonerkę częstując ją uszczypliwą miłością i upokorzeniami. To nic nie dało, podobnie jak ściągnięcie komisji papieskiej, która uznała Boże pochodzenie tych fenomenów i rozłożyła ręce.

Cóż zostało wspólnocie – razem z mistyczką zaczęły się modlić, żeby Pan ograniczył swą hojność. Po dwunastu latach, w 1554 roku, Bóg ulitował się nad siostrami i wszystko wróciło do normy. Do swojej śmierci, w 1590 roku, mistyczka pozostała gorliwą mniszką, ale bez zewnętrznych fajerwerków.

Jej ciało nie uległo rozkładowi, można je zobaczyć w kościele św. Wincentego i św. Katarzyny Ricci w Prato.

 

 

 

Julietta Homa OP
pochodzi z Muszyny; od 1992 roku dominikanka, obecnie katechetka w Szkole Podstawowej w Rzeszowie