Aktualności,  Świętego spotkałem

Świętego… spotkałem, XLV

 

 

Każdego dnia konkretnie, z przebaczeniem, przyjaźnią, solidarnością i przyjmowaniem drugiego

ks. Dawid Sebastian Tyborski

 

 
 

Było gorące sierpniowe popołudnie, którego duchota była naprawdę dająca się we znaki. Nad Rovigo nie było ani jednej chmurki, czyste popołudniowe niebo i palące, powoli zmierzające do zachodu, słońce. Na jednym z osiedli słychać warkot kosiarek, rozmowy sąsiadów i spieszących się ludzi. Okazało się, że zbliża się parafialna uroczystość i mieszkańcy zaangażowali się w porządki wokół kościoła i posesji. Jednak w jednym z mieszkań, a szczególnie w jednym z pokoi panowała błoga cisza.

– To pokój mojego syna. Wszystko zostawiliśmy tak, jak on to zostawił. To są jego puchary, a tam jego wędki. Oh, kochał z tatą łowić ryby! – powiedziała Mama Rosa, która omiata wzrokiem pokój swojego syna Nicoli. Wracamy do salonu i w kontraście do panującego żaru za oknem, sączymy dobrze zmrożoną wodę z kostkami lodu. Przynosi niesamowitą ulgę, która zaprasza nas do słuchania opowieści.

– Droga Mamo, jaki był twój syn? Opowiesz nam historię Nicol?

W Święto Ofiarowania Pana Jezusa w Świątyni (zwane też Świętem Matki Bożej Gromnicznej, tj. 2 lutego 1998 roku urodził się Nicola Perin, pierwszy i jedyny syn Adriany Vanzan i Roberto Perina. Rodzina Perin do dzisiaj należy do parafii pw. św. Zeonona w Borsea, dlatego tam, 16 maja (w święto św. Andrzeja Boboli SJ) Nicola otrzymuje sakrament Chrztu Świętego.

Wychował się w domu pełnym miłości, w którym wiara była codziennością. Mama często zabierała małego Nicolę do kapliczek poświęconych Matce Bożej, żeby uczyć go modlitwy. Cotygodniowa katecheza w parafii była ważnym punktem rozwoju wiary. Oczywiście Msza niedzielna w kościele pw. św. Zenona, na którą Nicola udawał się z całą rodziną. Co ciekawe, Nicola sam dbał o swój strój do kościoła. Nigdy to nie były krótkie spodenki czy pognieciona koszulka. Dbał o to nawet w lato, a przyznać trzeba, że letnie okresy potrafią być w Rovigo i Borsea wyjątkowo nieznośnie w swojej upalności.

Od dzieciństwa otaczał wielką czcią i miłością Matkę Bożą i św. Ojca Pio, którzy byli dla niego przewodnikami po ścieżkach wiary. Wydarzeniem absolutnie wyjątkowym była pierwsza Komunia Święta, która miała miejsce 3 czerwca 2007 roku, a w czasie której Nicola modlił się o przemianę swojego serca, które zapragnęło świętości. Tutaj ma miejsce początek bardzo ważnego procesu, który zachodzi w sercu i głowie młodego Nicoli – obecnością Boga trzeba żyć w codzienności, nie tylko od święta, albo w kościele, ale trzeba przeżywać swoje życie w Bożej obecności. I trzeba przyznać, że był on w tym postanowieniu konkretny i sumienny.

Dla Nicoli ważne były więzi, przede wszystkim ta najcenniejsza – z Chrystusem, ale w więziach międzyludzkich odkrywał również drogę do kochania Boga i do dawania Go światu. W swoim dzienniku pisał, że chce żyć “każdego dnia konkretnie, z przebaczeniem, przyjaźnią, solidarnością i przyjmowaniem drugiego”. Kocha sport i angażuje się w drużynę ruggbystów, w której działał na pozycji pomocnika. Grał pełen pasji i radości, ciesząc się przyjaźniami z kolegami z drużyny, mając jednak oko wyczulone na biedy i potrzeby drugiego. Kiedy w szkole widział, że komuś nie idzie nauka albo zachowanie kolegi stawało się niepokojące, jakby naturalnie koło niego pojawiał się emanujący spokojem Nicola. Rozumiał instynktownie, że nasze braki czy złe zachowania są raczej efektem tego, co jest głębiej w człowieku. Rozumiał, że często złe zachowania są skutkiem ran, krzywd, złych doświadczeń, dlatego Nicola naturalnie zjawiał się ze swoją przyjaźnią, bez krytyki i osądu, podnosząc drugiego i wspierając go. W zwyczaju miał myśleć bardziej o innych niż o sobie. Sam też miał bardzo dobre wyniki w nauce, dlatego pomagał wielu również w lekcjach.

Zadałem Jego mamie pytanie: jakie wady miał Nicola? Mama ze śmiechem odpowiedziała, że najbardziej irytowało ją wędkowanie. Notorycznie wymykał się z tatą Roberto na ryby. Nawet w niedzielę (oczywiście nie omijając Mszy Świętej!). O której ugotować obiad? Na którą wrócą? Gdzie jadą na ryby? Kto posprząta pokój? Oglądał pełno filmików instruktażowych, uczył się technik zarzucania przynęty czy wyszukiwał nowe modele wędek.  Prawdą jest, że Nicola miał piękną więź ze swoim tatą. Uwielbiał spędzać z nim czas i mieli wspólny język. A nie jest to częste zjawisko w obecnych czasach!

Co ciekawe, pomiędzy szkołą, treningami rugby, wędkowaniem i spotykaniem się z przyjaciółmi, Nicola zawsze znajdował czas na różaniec. Wszystkie swoje młodzieńcze pasje, relacje i obowiązki przeżywał w bożej obecności. Był aktywny, wysportowany, zaangażowany, ale jak to zwykle u matek bywa. Oczom i uszom nie umykają szczegóły.

Zdarzały się mecze, na których Nicola się bardziej męczył, dłużej spał, wracał do domu bardziej zmęczony. Nie tracił przy tym poczucia humoru i nie gasł nigdy jego szarmancki uśmiech. Niby nic, niby dużo pracy, nauki i kwestia dojrzewania, ale to dziwne zmęczenie zaczęło niepokoić mamę i tatę.

Niepokój rodziców stawał się coraz bardziej wyraźny, do tego stopnia, że nie obyło się bez konsultacji lekarskich. W lipcu 2013 roku padła diagnoza – białaczka. To informacja, która, co oczywiste, jest gromem z jasnego nieba. Kiedy dookoła chłopaka narasta widmo rychłej śmierci, a rodzina coraz bardziej zaczyna emocjonalnie przeżywać tragedię choroby, Nicola z uśmiechem mówi do nich: „Ludzie, nie powstrzymujcie się przed miłością i dawaniem siebie innym!”.

Choroba sprawia, że Nicola jakby „natychmiast” dojrzewa, nie marnując swojego życia na rzeczy mało ważne. Podejmuje decyzję, że chce w szpitalu kontynuować naukę. Pomimo dwóch przeszczepów, walka staje się przegrana. 4 lipca 2014, przed przeszczepem, przyjmuje święte namaszczenie, mówiąc: „Panie, przez moc Twojego Ducha proszę Cię, abyś uzdrowił moją duszę i jeśli Twoje ciało jest również w Twojej woli”.

Mama często przyłapywała Nicolę w szpitalu na modlitwie, po czym z uśmiechem (który nigdy go nie opuszczał) prosił, aby do niego dołączyła. Często to nie on był tematem modlitw, ale inni młodzi i dzieci, którzy leżeli z nim na oddziale. Na modlitwę najbardziej lubił wieczory. Kładł się, chwytał za różaniec i rozmawiał z Bogiem jak ze starym przyjacielem.

W czasie choroby odwiedza go wielu księży, zakonników czy biskupów. Jego oczy są pełne nadziei i życia, pomimo umierania ciała. Podczas jednej z głębokich rozmów z kapłanami zwierza się: „Wiem, że Jezus jest mi bliski, kocha mnie i pomaga mi, dlatego ja robię i akceptuję to, co On zdecyduje”.

Zbliża się Boże Narodzenie, już ostatnie na tej ziemi dla Nicoli. We wigilię prosi ostatkiem sił tatę Roberto, aby pomógł mu zrobić znak krzyża. Jego ostatni gest na ziemi. Umiera 24 grudnia 2015 roku, w szpitalu.

Odkładam szklankę na stół. Widzę, że mama Adriana ma zaszklone oczy od łez. Szybko się orientuję, że mnie również spotkało to samo. Zapada cisza. Nie jedna z tych męczących czy krępujących. Można odnieść wrażenie, że raczej jest wyrazem wdzięczności, która nie potrzebuje słów. Wystarczą oczy, które mówią więcej i głośniej niż jakiekolwiek słowa. Przed wyjściem, po raz ostatni odwiedzamy pokój Nicoli. Wędki, różaniec, piłka do rugby i Biblia, koszulka z podpisami drużyny i obrazek z Ojcem Pio.

Zdecydowanie Nicola był młodym człowiekiem, pełnym pasji i marzeń, które nie tylko dzielił z Bogiem, ale razem z Nim je przeżywał.

Proszę, wstawiaj się za nami w Niebie!

 

 

 

 

 

z Rodzicami Nicoli
 
 
 
ks. Dawid Sebastian Tyborski
Prowadzę projekt Via Santorum,
jestem członkiem Świeckiej Wspólnoty Pasjonistowskiej
i jestem wikariuszem parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Pogódkach (diec. pelplińska)