
Świętego… spotkałem, XXVII

Jak św. Antoni Maria Zaccaria pomógł mi rozkochać się bezgranicznie w Panu Jezusie
Bernard Omodei i Laura Rossi
Mam na imię Bernard. To imię nadali mi rodzice na Chrzcie św. po św. Bernardzie z Clairvaux, opacie i doktorze Kościoła, które miało otaczać mnie opieką na całe me życie i być moją obroną przed wszelkim niebezpieczeństwem. Kiedy teraz z perspektywy lat spoglądam wstecz, dostrzegam jak przeogromna była obecność Bożej Opatrzności w moim życiu. Ale zacznę od początku.
Urodziłem się i wychowałem w Mediolanie, mieście położonym w Lombardii we Włoszech. Tam też przeżyłem resztę mojego życia z Laurą, moją małżonką, i naszymi dziećmi.
Jeżeli miałbym ci opowiedzieć o zdarzeniu, jakie najgłębiej mnie odmieniło, to byłoby to spotkanie z młodym, ale dojrzałym duchowo, pełnym Bożego Ducha i emanującym autentyczną pokorą i świętością, kapłanem z Cremony, Antonim Marią Zaccarim. Pozwól, że opowiem ci, o tym, jak przemienił on moje życie na bardziej żarliwe w wierze. To właśnie na spotkaniu Wspólnoty Małżeństw św. Pawła poznałem po raz pierwszy człowieka, który odmienił moje życie.
Wielokrotnie w moim sercu odczuwałem niegasnącą wewnętrzną potrzebę, jeszcze większego oddania się Chrystusowi. Nie chciałem się stać ofiarą chłodnej obojętności, ale raczej, byś coraz bardziej żarliwym w wierze. To właśnie z tym duchowym dylematem zwróciłem się do św. Antoniego Marii Zaccarii, jako do mojego kierownika duchowego.
Obojętność
Tuż na samym początku Antoni Maria zwrócił moją uwagę na bardzo niebezpieczną pułapkę życia duchowego, jaką jest obojętność. Pamiętam jego słowa, jakie do mnie wówczas skierował: „A Jeśli pozwolisz, by obojętność zniewoliła ciebie, to nie staniesz się uczniem Ducha, lecz ciała, i aby użyć innego słowa, będziesz raczej faryzeuszem niż chrześcijaninem”.
Muszę przyznać, iż nigdy tak do końca, nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo „obojętność” może być niebezpieczna. On natomiast swoim przykładem pomógł mi do głębi to zrozumieć. Mówił tymi słowami. „Faryzeusz porzuciwszy swoje dawne zachowania, nie popełnia więcej śmiertelnych grzechów, ale ma upodobanie w powszednich i nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia. Na przykład: przestaje bluźnić i obrażać swojego sąsiada, ale nie zadaje sobie trudu, by zrozumieć jego racje. Oczernianie nie jest już dłużej jego złym zwyczajem, ale z pobłażaniem patrzy na częste i bezużyteczne plotkarstwo w ciągu dnia. Wyzwolił się od nadmiernego jedzenia i picia, jakie cechuje żarłoków i opojów, ale lubi podjadać tu i tam, bez potrzeby, między posiłkami. Rozpusta to przeszłość dla niego, ale znajduje upodobanie w rozmowach i rozrywkach, które nie są zbyt czyste. Lubi spędzać czas na modlitwie, ale przez resztę dnia jego duch błądzi bez celu. On nie szuka zaszczytów, ale jeśli są mu one dane – napawa się nimi.
Czynić dobrze i kochać bez granic
Jak powiedziałem, chcę Ci pokazać więcej przykładów, odnoszących się do stanu ducha, abyś sam zauważył, że faryzeusz lub człowiek obojętny pracuje nad wyzwoleniem się tylko ze śmiertelnych grzechów, a pozwala sobie na popełnianie powszednich. Eliminuje wszystkie rzeczy zabronione, ale pragnie wszystkiego, co jest uważane za dopuszczalne. Trzyma w cuglach czyny, ale ma upodobanie w zmysłowych obrazach. Chce czynić dobrze, ale tylko w ramach pewnych granic. Kontroluje się, ale nie całkowicie.
Zrozumiałem, że tak do tej pory żyłem, tylko Dziesięcioma Przykazaniami, a Chrystus wzywa nas do stawiania sobie Ośmiu Błogosławieństw jako celu naszej świętości. Św. Antoni zwykł nam przypominać: dlatego Jezus ma prawo wzywać nas do miłości na miarę swojej bezgranicznej miłości.
Jak osiągnąć taką doskonałość? Stopniowo
W pierwszym momencie byłem przerażony ogromem Jezusowego wyzwania. Jednakże, Antoni Maria szybko mi wyjaśnił na czym polega proces duchowej przemiany. Powiedział „nie twierdzę oczywiście, że człowiek pragnący oddać się Chrystusowi powinien zmienić się całkowicie i natychmiast. Przeciwnie, każdy kto chce stać się osobą uduchowioną, zaczyna serię chirurgicznych zabiegów w swojej duszy. Jednego dnia usuwa jedno, innego dnia pozbywa się czegoś innego i konsekwentnie postępuje naprzód, aż stanie się nową osobą. Pozwólcie mi to wyjaśnić.
Przede wszystkim, człowiek taki eliminuje ze swych wypowiedzi słowa zajadłe, następnie słowa niepotrzebne tak, że kiedy w końcu coś mówi, to jest w tym myśl pozytywna i twórcza. Wykorzenia złe słowa i gesty, przyjmując w zamian łagodne i pogodne maniery. Unikając okropności, odczuwa wewnętrzną przyjemność, ale zarazem nie stroni od tych, którzy go obrażają, a nawet cieszy się nimi. Nie znajduje zadowolenia w spędzaniu jednej lub dwóch godzin na modlitwie, ale kocha częste unoszenie swego umysłu do Chrystusa. Teraz zachęcam ciebie abyś, naśladując mój przykład, łączył się w modlitwie z innymi”.
I kontynuował, nie mówię oczywiście, że powinieneś zmienić wszystko jednego dnia. To, co mówię oznacza, że chciałbym, abyś miał intencję czynienia więcej każdego dnia i byś codziennie eliminował nawet dozwolone upodobania zmysłowe. Wszystko to, doprawdy, ma na celu wzrastanie w cnocie, zmniejszanie letniości i unikanie niebezpieczeństwa stania się łupem chłodnej obojętności.”
Naszym przeznaczeniem jest stanie się wielkimi świętymi
Pamiętam słowa Antoniego skierowane do mnie: „Nie myślcie, że moja miłość do Ciebie albo cnoty, którymi jesteś obdarzony, pozwalają mi życzyć sobie, abyś był tylko małym świętym. Nie. Bardzo pragnę, jeśli tylko chcesz, abyś się stał wielkim świętym, ponieważ jesteś hojnie obdarzony, aby osiągnąć ten cel. Faktycznie jedynym warunkiem jest to, byś rzeczywiście myślał o rozwoju i oddawaniu się Jezusowi Ukrzyżowanemu w bardziej wysublimowanej formie zalet i łask, jakie On tobie dał. Ze względu na moją głęboką i czułą miłość do Ciebie, błagam Cię, byś stosował się do moich zaleceń w tej sprawie, ponieważ wiem, że Jezus Ukrzyżowany życzy sobie osiągnięcia Twojej wysokiej doskonałości. Owoce, które On chce zebrać w Tobie – to świętość.”
Musze Ci wyznać, że to wszystko co usłyszałem do jej pory od mojego świętego kierownika duchowego, przeszło moje najśmielsze oczekiwanie, ale nikt nie przygotował mnie na słowa jakie dostałem w liście od Antoniego Marii. Chciałbym byś sam ocenił wartość tych słów.
„Miły Panie Bernardo, nie zwracaj uwagi na osobę, która czyni te wywody – rozważ raczej na jej miłość do Ciebie. Zobacz, jak tęsknię do Twojej doskonałości[1]. Zajrzyj do mego serca – otwieram je dla ciebie[2]. Jestem gotów przelać moją krew za Ciebie – pod warunkiem, że będziesz postępował według moich rad[3]. Niech Tobie będzie wiadome, że byłbym bardzo zraniony, gdyby się okazało, że nie jesteś zdolny do czynów tak wielkich jak święci, a nawet do czynów ich przerastających.
W pełni przekonany, co do Twojego pragnienia wierności Jezusowi Ukrzyżowanemu, napisałem ten list do Ciebie – nie piórem, lecz moim sercem. Nie napisałem ani jednego słowa, które byłoby pozbawione specjalnego znaczenia. Jeśli to odkryjesz, będziecie mógł czerpać z nich nieprzebrane korzyści”.
Zakończę moje świadectwo o człowieku, który pomógł mi rozkochać się bezgranicznie w Panu Jezusie, o Antonim Marii Zaccarii, życząc Ci, aby Bóg postawił również i na twojej drodze życia człowieka, o którym pewnego dnia będziesz mógł powiedzieć: To on pomógł mi, odmienił moje życie.
[1] Por. Fil 1,9-11
[2] Por. 2 Kor 6,11-12
[3] Por. 1 Kor 4,16
Bernard Omodei i Laura Rossi wraz z całą rodziną byli bardzo zaprzyjaźnieni z Antonim Marią i Barnabitami. Imię Bernarda widnieje jako dziewiąte na liście pierwszych 45 dobroczyńców, a raczej de facto, afiliowanych do Zakonu oo. Barnabitów. Madonna Laura najprawdopodobniej była jedną z aktywniejszych matron misji w Wenecji. Bardziej przekonujący jest fakt, że jedno z ich dzieci, szesnastoletni Fabrizio, 29 czerwca 1539 r., tydzień przed śmiercią Antoniego Marii Zaccarii, wstąpił do zakonu oo. Barnabitów, zmieniając swoje imię na Paolo Maria. W 1570 r. został wybrany na siódmego Generała Zakonu, a 1574 r. ponownie dostąpił tego zaszczytu. Imiona pozostałych dwóch synów, Giovanni Battista i Paolo Antonio, są zapisane w księdze dobroczyńców w sanktuarium św. Barnaby (1562 r.). To wszystko wieńczy fakt, że zasłużona para, Bernard i Laura, spoczywają w sanktuarium św. Barnaby w Mediolanie.

Po datą 26 maja niezwykle życzliwie o św. Filipie piszą barnabici w Mszale z własnymi wspomnieniami liturgicznymi:
„Nasz bardzo drogi przyjaciel, wielebny Filip Neri z miłością przyjął pierwszych Barnabitów, którzy udali się do Rzymu w 1574 roku i skutecznie pomagał im „jakbyśmy byli jego własnymi uczniami” w osiedleniu się w Wiecznym Mieście i w wysyłaniu powołań do naszej rodziny zakonnej. Po śmierci Święty był uznawany i czczony jako niebiański patron Zgromadzenia [Ojców Barnabitòw].