Newman – święty dla nas, inspiracja 9
Święty Jan Henryk Newman i doświadczenie wiary
W niedzielę, 13 października 2019 roku, Ojciec Święty Franciszek wyniósł do chwały ołtarzy oratorianina – kard. Jana Henryka Newmana. Kanonizację poprzedził czas intensywnego przygotowania duchowego, który angielscy oratorianie opatrzyli znamiennym tytułem: „Podróż do świętości”.
Blisko dwa miesiące po uroczystościach w Rzymie*, pragniemy podjąć refleksję nad kilkoma aspektami świętości Newmana. Poprowadzi nas sam Kardynał odsłaniając swoje bardzo osobiste doświadczenia. Uczynił to szczególnie w monumentalnym dziele – duchowej autobiografii – pt. Apologia pro vita sua. Czynił to również wiele razy w różnych pismach, dzięki czemu uprawiana przez niego teologia „wysokich lotów”, może także dzisiaj przemawiać wprost do serca, a przez to pomagać i nam w rozwoju życia duchowego.
Wielkość Newmana jako teologa była wielokrotnie doceniana przez Kościół. Papież Paweł VI określił go prekursorem Soboru Watykańskiego II, a kolejni papieże podkreślali jego wielki wkład w teologię. Znamiennym wyrazem uznania, jakim cieszy się Jan Henryk w Kościele jest czterokrotne cytowanie jego dzieł w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Właśnie te cztery fragmenty posłużą nam za pretekst do kolejnych rozważań na łamach Róży Duchownej.
Zacznijmy od pierwszego odesłania zawartego w KKK 157 „Wiara jest pewna, pewniejsza niż wszelkie ludzkie poznanie, ponieważ opiera się na samym słowie Boga, który nie może kłamać. Oczywiście, prawdy objawione mogą wydawać się niejasne dla rozumu i doświadczenia ludzkiego, ale „pewność, jaką daje światło Boże, jest większa niż światło rozumu naturalnego” (Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II, 171, 5, ad 3.) „Dziesięć tysięcy trudności nie powoduje jednej wątpliwości”(J. H. Newman, Apologia pro vita sua).” Rozważając ten wyjątek z Katechizmu Kościoła Katolickiego, pomyślmy nad jego poszczególnymi elementami.
UWIERZYĆ – ALE JAK?
W wieku 15 lat św. Jan Henryk przeżył doświadczenie, które w Apologii nazwie swoim pierwszym nawróceniem. „Gdy miałem piętnaście lat nastąpiła we mnie ogromna zmiana myślenia. Znalazłem się pod wpływem definicji zawartych w Wyznaniu Wiary. … Uwierzyłem, że wewnętrzne nawrócenie, o którego konieczności byłem przekonany … doprowadzi do nowego życia, oraz że zostałem wybrany do wiecznej chwały. Wierzę, że to wpłynęło w pewnym stopniu na moje przekonania… uwalniając od rzeczy, które mnie otaczały, utwierdzając w nieufności wobec rzeczywistości materialnych i dając mi ukojenie w rozważaniu o dwóch i tylko dwóch całkowicie i olśniewająco oczywistych istotach, którymi jesteśmy: ja i mój stworzyciel.”
Opisane doświadczenie potwierdza prawdziwość powtarzanego w Kościele zdania św. Pawła: „Wiara rodzi się z tego co się słyszy (Rz 10, 17)”. Jako wyznawcy Chrystusa, wielokrotnie stajemy wobec pewnej trudności, gdy przychodzi nam prowadzić dialog z osobami deklarującymi się jako niewierzący. Swoisty dramat przeżywają rodzice dorastających czy dorosłych już dzieci, które nagle oznajmiają z butą: „Ja nie wierzę!”, „Jestem ateistą!”. Rozpoczynają się wówczas gorączkowe poszukiwania argumentów, dlaczego należy chodzić do kościoła, ochrzcić wnuki, czy zawrzeć sakramentalne małżeństwo? O zgrozo, wśród argumentów najczęściej padają argumenty emocjonalne, typu: zrób to dla nas, zrób to dla dziecka, nie krzywdź ojca czy matki. Inni uderzają w ton społeczny: co ludzie powiedzą, jak to będzie wyglądać? Już samo zastosowanie podobnych argumentów skazuje podejmowane wysiłki na niepowodzenie. Wiara to nie przestrzeń emocji czy konwencja relacji społecznych, nawet tych rodzinnych. Wiara w Trójjedynego Boga, to bardzo konkretna rzeczywistość objawiona przez Jego samego w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła. Jak zatem uwierzyć?
Wracając do źródeł. Rozczytując się w Słowie Bożym, z pokorą słuchając co mówi Duch do Kościoła, co mówi do mnie. W trakcie takiej lektury, warto ponownie przyjrzeć się prawdom wiary przekazywanym przez Kościół. Usiłować zrozumieć skąd pochodzą wyznawane od wieków definicje i uczyć się ich obrony. Ważną pomocą może być zdobywanie wiedzy o kontekście historycznym i kulturowym, w jakim kształtowały się poszczególne prawdy. Kolejnym krokiem, na drodze do wiary przeżywanej jako coś osobistego musi być głębokie wejście w przestrzeń tych prawd.
PORZUCIĆ ŚWIAT
Poszukiwania i badania dotyczące prawd wiary i Objawienia, bardzo łatwo mogą przerodzić się w czysto intelektualne zainteresowanie wiarą. Mogą stać się jedynie religiologią – nauką o religii, historycznym dociekaniem albo zwyczajnym przyswajaniem sobie kolejnych definicji, które nie będą wpływać na nasze życie. Dzieje się tak często, gdy nie potrafimy uwolnić się od świata materialnego. Rozmienieni na drobne pomiędzy kolejne zadania i powinności, goniący za różnymi dobrami, potrzebą zrealizowania siebie czy uznania, nie będziemy w stanie odkryć, że studiowane prawdy wiary naprawdę dotyczą nas, naszego życia i serca. Ogromną bolączką ludzi naszych czasów jest tak wielkie zanurzenie w codziennych troskach, że stają się niejako „wywewnętrznieni” – do bólu ekstrawertyczni, żyjący tylko tym co dotykalne, namacalne i opłacalne. Doświadczenie pewności wiary jest możliwe wyłącznie, jeśli zgodzimy się coś stracić. Zanegować przyjmowaną niemal jak dogmat konieczność pozostawania w ciągłym ruchu, w ciągłej aktywności i skuteczności. Aby uwierzyć, musimy zdobyć się na odwagę odejścia na bok, usunięcia się choćby na chwilę w cień, by w ciszy serca „przeżuwać” to w co pragniemy uwierzyć. Dopiero taka metodyczna samotność otwiera serce, pobudza ducha i pozwala…
STANĄĆ OKO W OKO Z SAMYM SOBĄ
Wiele dziś mówi się o samoświadomości czy treningu osobistym, ale niezwykle często pod tymi hasłami można odnaleźć skrzętnie skrywaną niezręczną tajemnicę: nie akceptuję siebie, albo: wstydzę się siebie, albo: boję się siebie. Współczesne pomysły na ludzi sukcesu, to pomysły bezduszne: ludzie – automaty. Zdolni tylko do skuteczności, pięknie wyglądający, ale pozostający w wielkim oddaleniu od siebie. Tymczasem doświadczenie wiary rozpoczyna się dopiero wtedy, gdy człowiek uświadomi sobie kim naprawdę jest? Czego się boi, czego szuka, w czym czuje się silny? Jest to możliwe właśnie wtedy, gdy po pierwsze odkryje potrzebę uzasadnienia przekazanej mu spuścizny wiary, po drugie gdy odsuwając się od zgiełku świata uczyni tę spuściznę przedmiotem swojej medytacji i modlitwy, po trzecie gdy z dowagą umieści w tej rzeczywistości swoje prawdziwego „ja”. Po czwarte…
MÓJ STWÓRCA
I tutaj kończą się możliwości czysto ludzkich starań, a zaczyna się działanie łaski Bożej. Odkrycie, że istnieje i kim jest mój Stwórca, to już zadanie, w które musi wkroczyć Boża łaska. W tym miejscu niektórzy z czytelników podniosą zarzut, że to ucieczka przed odpowiedzią na postawione na początku pytanie: jak wzbudzić wiarę? Otóż nie. Wiara ostatecznie zawsze jest łaską. Potrzeba jednak podjęcia pewnych starań, by łaska mogła budować na naturze człowieka, by człowiek usposobił się do czynnie przeżywanej i praktykowanej wiary. Ufam, że przejście procesu o jakim wspomina w Apologii Święty Kardynał Jan Henryk Newman pomoże każdemu przeżywać osobistą wiarę jako coś pewnego, a pod kierunkiem Bożego światła „nawet dziesięć tysięcy trudności nie spowoduje w niej choćby jednej wątpliwości”.
ks. Mateusz Kiwior COr
z: Świętogórska Róża Duchowna 1/2020 (246), s. 26n.
* artykuł ukazał się w czasopiśmie sanktuaryjnym na początku 2020 roku (przyp. filipini.eu)