Święta Ziemia: Wakacje w klasztorze?
„Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady” — któż tego nie słyszał, nie marząc o ucieczce od cywilizacji do drewnianej chaty położonej malowniczo na bieszczadzkich połoninach.
A ja Wam mówię, jeśli już rzucać wszystko, to najlepiej dla… starego Opactwa w Tyńcu.
Właśnie tam spędziłam kilka dni tegorocznych wakacji.
Pomyślicie może – absurd! Totalna abstrakcja!
Wakacje w klasztorze? Pobudki o 5:30?
Zamiast szumu fal morskich, dźwięk klasztornych dzwonów.
Zamiast głośnych miejskich pubów, cicha bernardyńska jadalnia.
Zamiast wygodnych pokoi hotelowych, skromne cele w klasztorze.
Urlop u benedyktynów w Tyńcu?
Mnie wystarczyło zaledwie kilka dni w tej – powiedzmy pustelni – by doświadczyć niezwykłego życia mnichów. Spokojnie odpocząć, zażyć spacerów po pięknym ogrodzie, wyciszyć się, kontemplować.
To miejsce z 1000-letnią historią i najstarszym w Polsce klasztorem, które oferuje zarówno uczestnictwo w rekolekcjach czy warsztatach, jak i indywidualny pobyt.
Ci, którzy tu przyjeżdżają, często szukają odseparowania od świata, wyciszenia, i Tyniec im to zapewnia. Piękne klasztorne wnętrza, a także chorał gregoriański, który codziennie można usłyszeć w kościele, tworzą niepowtarzalną atmosferę. Romańska ściana, portal z XI wieku, fundamenty pierwszego kościoła czy klasztor. Kościół św. Piotra i Pawła z gotyckim prezbiterium i barokową nawą wraz z przepiękną amboną w kształcie łodzi. Zjawiskowy widok z Opactwa pozwala na kontemplację i odpoczynek z widokiem na Wisłę w tutejszej restauracji. Można wypić kawę czy coś zjeść. Wzdłuż Wisły można także wybrać się na wycieczkę rowerem lub po prostu na spacer i obejrzeć skałę na której zbudowano opactwo z obwarowaniem.
Zapewniam Was jednak, że choć ostatnio Tyniec stał się bardziej atrakcyjny turystycznie, to wciąż w obrębie klasztoru są miejsca, w których można doświadczyć prawdziwej ciszy.
Ta cisza ma nas tam chronić.
Dałam sobie więc i ja prawo do ciszy, bo czułam że zbyt rzadko mam ostatnio okazję spojrzenia w głąb i zastanowienia się nad sobą.
Zrozumiałam także, że „muzyka tła”, która ciągle gdzieś w moim życiu brzęczy koło uszu, daje poczucie, że jestem w ciągłym ruchu, rozwijam się. Ale to jest iluzja. Bo tak naprawdę w życiu niezbędne są takie chwile, by usiąść i w spokoju się nad sobą zastanowić: „Kim ja jestem?”, „Dokąd idę?”, „Czy jest sens w tym, co robię?”, „Czy muszę to robić?”, „A może mogę robić to lepiej?”.
Dominika Szwajczak-Kopeć