Aktualności,  Świętego spotkałem

Świętego… spotkałem, XXXV

 

 

Czas to zmienić…

Anna Gryżewska

 

„W ostatnich dniach pytaliśmy chorych na stwardnienie rozsiane o błogosławioną Anielę Salawę, bo zbliża się jej wspomnienie liturgiczne i jak się okazało wielu z nich w ogóle nie wiedziała o jej istnieniu. Tylko raz usłyszałam: „Znam ją, widziałam na obrazie w Krajowym Ośrodku Mieszkalno-Rehabilitacyjnym w Dąbku, ale się nie zaprzyjaźniłyśmy – może czas to zmienić…” Postanowiliśmy to trochę zmienić. Wiara daje wielu ludziom chorym siłę do walki z chorobą, z codziennymi trudnościami i pomaga przetrwać mroczne chwile… Dla niewierzących to bez znaczenia, dla wierzących wielka nadzieja, bo znacznie lepiej się śpi wiedząc, że gdzieś tam w górze ma się wspaniałą orędowniczkę, która doskonale wie co znaczy mieć SM.” – mówi Anna Gryżewska dyrektor biura RG PTSR. Dlatego też poprosiliśmy kilka osób o świadectwo wiary mając nadzieję, że ich słowa staną się pocieszeniem dla innych. Takie świadectwo zgodziły się dla nas napisać Kasia, Krysia i Janina – przedstawimy historię tych wyjątkowych kobiet, które znalazły siły na górze.

 

Pierwszą z nich jest Kasia, która choruje od 28 lat na stwardnienie rozsiane – „W chwili obecnej jestem z tym faktem pogodzona chociaż bywało różnie. W 1992 roku urodziłam syna, który zmarł w tym samym dniu, w którym się urodził. Był to dla mnie ogromy cios, pojawiły się pytania: dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko? Ciężko mi było się z tym pogodzić i dalej żyć, ale dzięki pomocy Bożej i wsparciu rodziny poradziłam sobie. W roku 1995 przychodzi kolejny dramat – diagnoza – zachorowałam na SM i znowu to pytanie: dlaczego ja? Czy nie dość nieszczęścia mnie już spotkało? Nie poddawałam się chociaż częściej były łzy niż śmiech. Na początku był rzut choroby za rzutem, płacz i chwile załamania. Pojawiła się depresja, którą dzięki pomocy Bożej i farmakologii pokonałam. Tłumaczyłam sobie, że jestem młoda – miałam wtedy 30 lat – dodaje pani Kasia – mam rodzinę i drugie dziecko, które mnie potrzebuje i które muszę wychować. Pracowałam i żyłam dalej modląc się o zdrowie i dziękując Bogu, że to SM, a nie gorsza choroba i można z nią żyć. Wychowałam córkę, która uszczęśliwiła mnie trzy lata temu parą bliźniąt Hanną i Ksawerym. W okresie Jej ciąży modliłam się codziennie o szczęśliwe rozwiązanie, a co tydzień składałam intencje do św. Antoniego, aby miał ich w swojej opiece i szczęśliwie pozwolił im przyjść na świat…Bardzo mi pomógł mój tata, który był mądrym, głęboko wierzącym człowiekiem. Mówił do mnie za każdym razem, kiedy spotykały mnie te nieszczęścia, że Pan Jezus wie co robi i daje mi taki krzyż, który na pewno udźwignę.

Jestem silną kobietą, mam pozytywne nastawienie do życia i nigdy się nie poddaję, nawet kiedy upadnę to się podnoszę i idę dalej mówiąc sobie: Kasia dasz radę, bo kto jak nie ty….

Czasami zdarza mi się też popłakać, ale w takich przypadkach idę umyć twarz i mówię sobie: Kobieto głowa do góry życie toczy się dalej, a ty jesteś tam jeszcze potrzebna! Ale największą pomoc i siłę czerpię z modlitwy, ponieważ ona mnie umacnia w wierze oraz dodaje siły i wytrwałości w codziennym życiu, a moim przewodnikiem jest św. Antoni Padewski (Patron mojego miasta), który nigdy nie zawiódł pokładanych w Nim nadziei.”

Kolejna z nich, Krysia, pisze: „W 2006 roku nagle przestalam chodzić; moje nogi wcale mnie nie słuchały. Myślałam, co się dzieje, to przejdzie… Zaczęłam szukać przyczyny… od lekarza do lekarza, bo wyniki wszystkie dobre. Jak nic ,,Symulantka”. I wtedy znalazłam się w szpitalu z podejrzeniem udaru, to tam zdiagnozowali u mnie SM. Boże, co to jest SM pytałam wszystkich, czytam co robić, jak się leczyć… A gdy już wiem, że to nieuleczalna choroba neurologiczna – zaczyna się koszmar! Grom we mnie trafił… Jestem osobą wierzącą, nastał dla mnie czas wyzwań, pytań bez odpowiedzi, ucieczki w samotność… Ciężko było! Chwile złości i zwątpienia to była moja codzienność. Wtedy właśnie otrzymałam wiadomość kwalifikuję się do programu leczenia FTY 720 i testuję lek. Przez pierwsze 3 miesiące czułam się gorzej, chciałam zrezygnować. Prosiłam Boga o wytrwałość i pomoc w podjęciu dobrych decyzji. Jestem przekonana, że każda modlitwa i myśl, każde słowo, ma moc! Pomału wraca mi czucie w dłoniach, mowa też się poprawiła jest trochę lepiej… W lutym 2018 roku, za namową koleżanki, uczestniczę w nabożeństwie i przyjmuję Sakrament Namaszczenia Chorych. Ojciec Łukasz, pallotyn, który udzielił mi Namaszczenia, miał moim zdaniem, wielką Wiarę i Moc. Już w trakcie nabożeństwa zaczęło się ze mną dziać coś nie do opisania; poczułam radość i siłę! Łzy płynęły mi po policzkach jak woda z kranu, płacz był nie do opanowania, coś we mnie pękło! Poczułam, że nie jestem sama w tej chorobie!

Dzisiaj chodzę, staram się pomagać innym, wspierać innych. Każdego roku 11 lutego przyjmuję z wiarą Sakrament Chorych i jest to dla mnie zastrzyk energii. Wierzę, że każdy ma po drugiej stronie kogoś, kto się nim opiekuje. Mój Anioł pomógł mi spełnić moje marzenie: byłam na własnych nogach w Ziemi Świętej – Wiara czyni cuda. Przy Bożej pomocy pokonałam i pokonam wszystkie trudności – pisze Krysia.

Anioły są też swoistym „znakiem firmowym” Janiny, która choruje już 50 lat, a od 30 porusza się na wózku, bo odkąd choruje, pisze o nich wiersze. Janina wspomina, że u niej wszystko zaczęło się od wizyty w Rzymie i audiencji Jana Pawła II: „Do Jana Pawła II mam szczególny stosunek, miał dla mnie indywidualna katechezę, mówi mi jak wielką wartością i podporą dla Kościoła są osoby chore, jakim są ogromnym wsparciem dla Niego. Powiedział mi też, że nie wolno mi marnować mojego cierpienia, ale mam je oddawać, przekazywać do góry. Ta wizyta była szczególna, wiele w moim życiu zmieniła”. Od tego momentu Janina pisze wiersze, choć ja sama przyznaje, nigdy nie była dobra z polskiego, są one dla niej swoistą modlitwą. „Pytania, dlaczego ja, a nie Ty? Dlaczego My, nie oni? – takie pytania pojawiają się na początku choroby. Chorując długo już nie pytamy, przychodzi pogodzenie z chorobą – mówi.  Opisuje moment, kiedy usiadła na wózku, jako ten czas, kiedy znowu się coś w niej załamało; pierwszym takim momentem była diagnoza. „Dziś wózek jest moim przyjacielem. To dzięki niemu mogę bywać wśród ludzi, wyjść na spacer. Mój wózek zainspirował mojego ducha do medytacji i kontemplacji, przeszłam na inny tor życia.” Janina mówi: „Kiedy ciało robi wysiadkę, dusza się odrywa, ulatuje, widzi inaczej, zauważa rzeczy, które były zamazanedochodzi do całkowitego przewartościowania… to, co było ważne przestaje takim być, a co innego staje się ważne” I pięknie puentuje: „Mój wózek to więzienie, którym Bóg posłużył się, by uczynić mego ducha wolnym”.

Po tych słowach i pięknych świadectwach wiemy, że siła wiary, opieka Boża i opieka świętych (w przypadku Kasi i Janiny bardzo konkretnych świętych: św. Antoniego, św. Jana Pawła II) oraz przyjmowane sakramenty, pomagają przetrwać najgorsze chwile i doświadczenia śmierci, samotności, choroby, diagnozy czy rozpaczy. Chcemy zachęcić Was do tego, by – jak mówiła Pani Janina – przyszedł czas, by zaprzyjaźnić się z bł. Anielą Salawą.

„Zależy nam, by jak najwięcej osób dowiedziało się o bł. Anieli Salawie – patronce chorujących na stwardnienie rozsiane oraz uzyskało wiedzę o istnieniu i działaniu naszego Towarzystwa. O możliwości uzyskania pomocy i wsparcia, udzielanego przez Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego chorym na SM. Dla naszego środowiska pomoc mediów katolickich to wielka szansa, by dotrzeć z informacjami, do tych chorych, do których na co dzień najtrudniej trafić, osób mieszkających w małych ośrodkach, wsiach czy miasteczkach; osób, które z racji przebiegu choroby nie pracują i nie prowadzą aktywnego życia społecznego czy osób starszych, które często z racji wieku są wykluczone cyfrowo. Wierzymy, że dzięki temu nie tylko zyskają duchowe pocieszenie, ale konkretną pomoc i informacje od naszych pracowników” – mówi Tomasz Połeć, Przewodniczący PTSR.

Ciężka choroba i doświadczenie wiary, tak można byłoby opisać życie bł. Anieli Salawy. Błogosławiona Aniela – orędowniczka i patronka osób chorujących na stwardnienie rozsiane, mistyczka, skromna służąca i kobieta o wielkim sercu, ma swoje wspomnienie w liturgii w dniu 9 września.

Błogosławiona Aniela Salawa urodziła się 9 września 1881 roku w Sieprawiu, w bardzo biednej, bogobojnej rodzinie z Małopolski. Po ukończeniu elementarnej szkoły dwuklasowej zakończyła edukację i pomagał rodzicom w domu i gospodarstwie: służyła u zamożniejszych gospodarzy, pasła gęsi i krowy, prowadziła dom. To z tego okresu pochodzi historia o cudownym źródełku bł. Anieli, które powstaje, gdy Aniela kopie koło domu małą studzienkę do pojenia krów. Po ukończeniu 16 lat, przenosi się z pomocą starszych sióstr do Krakowa, a nie chcąc wyjść za mąż podejmuje pracę jako służąca. Jest bardzo uduchowiona, w wieku 18 lat podejmuje prywatne śluby czystości i mocno działa w Stowarzyszeniu Sług Katolickich św. Zyty, którego celem było niesienie pomocy dziewczętom, które przyjeżdżają do Krakowa z małych wsi i wioseczek podkarpackich, by pracować. W 1912 roku Aniela wstępuje do III Zakonu św. Franciszka i rok później zostaje tercjarką. W latach 1916-1921 Aniela Salawa za namową spowiednika prowadzi Dziennik, w którym zapisuje myśli i wskazania do duchowej pracy. Kobieta wielkiego serca, niewiele mając, daje wszystko co ma innym, uboższym i biedniejszym od siebie. We wszystkich wolnych chwilach pomaga biednym i potrzebującym, w czasie I wojny światowej usługuje jeńcom i rannym żołnierzom, często za własne pieniądze kupując żywność i owoce, nie patrząc po jakiej stronie barykady walczyli. „Kocham moją służbę, bo mam w niej wyborną sposobność wiele cierpieć, wiele pracować i wiele się modlić, a poza tym niczego na świecie nie szukam i nie pragnę” – pisze.

Wychowywana w biedzie nie ma najlepszego zdrowia, do tego podejmuje liczne umartwienia, a jej pomoc innym często oznacza pracę ponad siły. Gorąco prosi na modlitwie, by mogła wziąć na siebie ciężar innych, przejąć chorobę osoby, którą spotyka na swojej drodze. Pierwszą taką osobą był Ludwik Młynarski, który na wiadomość o niedowładzie prawej strony swego ciała chce popełnić samobójstwo. Wkrótce po tym bł. Aniela zaczyna powłóczyć nogą i ma niedowład ręki, ale zdrowy Ludwik wstępuje do wojska. Potem pojawiają się kolejne osoby i kolejne dolegliwości. Cierpiała na wrzody żołądka, chorobę płuc, gardła i krtani. W końcu zaczyna chorować na stwardnienie rozsiane i nie może pracować. Do tego dochodzi jeszcze gruźlica. Bł. Aniela umiera w wielkich cierpieniach 12 marca 1922 roku.

Bł. Aniela może być dla każdej i każdego z nas przykładem, że pomagać można zawsze, a choroba i cierpienie może być modlitwą. Swoje powołanie do świętości realizowała poprzez prostą pracę i pomoc innym. Dla środowiska chorych na SM Aniela stała się inspiracją – stąd działania podjęte przez Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego (PTSR) i wystąpienie do Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów o ustanowieniu błogosławionej patronką chorych na SM, co miało miejsce w 2017 roku.

Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego to ogólnopolska organizacja pożytku publicznego, działająca już ponad 30 lat na rzecz chorych na SM w Polsce. Posiadamy 24 oddziały terenowe w całej Polsce, prowadzimy bezpłatna Infolinię SM (22 127 48 50), gdzie można uzyskać wiedzę na temat choroby, jej przebiegu, leczenia czy rehabilitacji, prowadzimy ogólnopolską Poradnię Specjalistyczną, w której porad udzielają bezpłatnie: prawnik, pracownik socjalny, psycholodzy i terapeuci, neurolog i pielęgniarka oraz dietetyk. Mamy bogatą biblioteczkę, dostępną także w wersji pdf na stronie internetowej, oraz pokaźną liczbę nagrań, podcastów i webinariów z udziałem wybitnych specjalistów różnych dziedzin, którzy nie tylko wyjaśniają kwestie związane z przebiegiem choroby i mówią jak radzić sobie z różnymi dolegliwościami towarzyszącymi, ale poruszają różne tematy związane ze zdrowiem psychofizycznym. Więcej informacji można znaleźć na naszej stronie: www.ptsr.org.pl

A na zakończenie, ze specjalną dedykacją, wiersz pani Janiny (Janiny Izy Marciniak)

Modlitwa serca

Posyłam mojego Anioła.
Niech służy w  potrzebie.
Niech pomaga Twemu Aniołowi,
W największej, duchowej biedzie.

Niech ramię podaje,
gdy przyjdzie potrzeba.
Kromkę chleba smaruje miłością
i modlitwy serca zaniesie do Nieba

 

 

 

 

 

rozmowy przeprowadziła i historie zebrała:
Anna Gryżewska
dyrektor biura Rady Głównej Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego