Aktualności

Święta Ziemia: w pewnym sensie żeglarstwo jest metaforą życia

 

 

„Morze stało się szczególnym miejscem spotkania człowieka z Bogiem.
Miejscem, którego dotknęła stopa Zbawiciela świata.
Miejscem, na którym został zapisany istotny rozdział historii zbawienia”
/Jan Paweł II/

 

Za oknem płatki śniegu tańczą obracane wiatrem a ja wspomnieniami wracam na morze.

Św. Benedykt mówił „Módl się, pracuj i odpoczywaj” i niewątpliwie miał rację. Odpoczynek, podobnie jak modlitwa i praca, służy człowiekowi w bardzo konkretny sposób. Jest potrzebny do nabrania sił fizycznych i zachowania równowagi psychicznej. Nie musi on jednak oznaczać błogiego nicnierobienia. Dla mnie to okazja do realizowania pasji i rozwoju umiejętności, a jednocześnie czas na spotkanie z Bogiem w Jego stworzeniu.

Żeglarstwo odkryłam późno, ale szybko przekonałam się, że w pewnym sensie jest metaforą życia.

Celem do którego dążymy, my chrześcijanie, jest zbawienie wieczne, choć droga to niego do łatwych i prostych nie należy. Żeglarstwo, to również ciągłe poszukiwanie najlepszej (co nie oznacza najkrótszej) drogi do bezpiecznego portu. To uczenie się pokory wobec potęgi żywiołu i konsekwencji w dążeniu do celu. Trzeba wiedzieć jaki obrać kurs i jak trymować żagle analizując wiele zmiennych. Można walczyć z siłą wiatru a można przy odpowiednim ich dobraniu, wykorzystać ruch powietrza i halsując, płynąć do celu.

W życiu, jak i w żeglowaniu bywają różne chwile, niekiedy są piękne i słoneczne jak wakacyjne dni, ale bywają też pełne lęku i obaw, jak podczas burzy na morzu. Nie zawsze wieje sprzyjający wiatr, nie zawsze dokonujemy właściwych wyborów. Często sami nie mamy siły, by panować nad wzburzonymi wodami naszych słabości i namiętności, „przechylają” nas trudności i nieszczęścia. W takich momentach potrzebujemy wiary i pewności, że Jezus płynie z nami w łodzi naszego życia, że stoi za jego sterem. Bez tej wiary, nawet doskonale znających Jezioro Galilejskie rybaków, ogarnęła ciemność i zwątpienie.

 

~~~~~~⛵~~~~~⛵~~~~~⛵~~~~~

 

Na morzu problemy lądowe nabierają innej perspektywy.

Żeglowanie pokazuje, że tak naprawdę liczy się dbałość o rzeczy podstawowe: o zaufanie, współdziałanie, pomoc, dobro, służenie sobie. Uczy dobrze robić rzeczy proste i cieszyć się z rzeczy prostych, jak wspólna miska pierogów na rozkołysanym morzu.

Miałam szczęście do załóg, z którymi przyszło mi pływać. Każdy członek załogi był potrzebny i niepowtarzalny. I mimo, że na małej przestrzeni spotykali się różnorodni ludzie, i czasami bywało naprawę ciasno, różnorodność nie dzieliła a ubogacała, bo ludzi łączyła pasja do żeglarstwa, otwarte serca i wzajemny szacunek.

Był czas nas rozmowy, żarty, śmiech, śpiew, wspólne posiłki, na pogłębianie starych przyjaźni i budowanie nowych. Moment rozjazdów niemal zawsze wiązał się z poczuciem pewnej straty.

Mimo niewielkiej przestrzeni, była też możliwość pobycia z samym sobą, czas refleksji i wsłuchania się we własne myśli.

Szczęśliwie, w ostatnich rejsach członkiem załogi był kapłan (przypadek?), była zatem modlitwa i codzienna Msza Święta.

Eucharystia sprawowana na morzu to wyjątkowy czas, który pozostaje głęboko w sercu. Kiedy pokład jachtu staje się ołtarzem a piękno stworzenia prześciga się w kształtach i kolorach na chwałę Pana.

Brzeg widniejący w oddali, barwa morza, niebo mieniące się kolorami, krajobrazy zmieniające się jak w kalejdoskopie, to najpiękniejsza katedra. W takim miejscu i czasie człowiek zachwyca się Stwórcą, doświadczając szczególnej z Nim bliskości.

 

Małgorzata Szostek-Pochroń

 

P.S. Miało być o skrawkach Świętej Ziemi, a ja o stąpaniu po wodzie…