Aktualności,  Świętego spotkałem

Świętego… spotkałem, XLI

 

 

„Albo święci, albo nic!” – moje świadectwo spotkania z Czcigodnym Guido Schäfferem


Ana Luisa Rabelo, “aninha”

 

To była środowa noc. Moja mama, której zawdzięczam życie w wierze, zaprosiła mnie, abym poszła z nią na grupę modlitewną. Aby mnie zachęcić powiedziała: „Dzisiaj wspaniały młody człowiek będzie głosił. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś mówił o Bogu tak jak on! Naprawdę chcę, żebyś też go usłyszała”. Pomyślałam sobie, że tak naprawdę nie mam nic do zrobienia, więc pójście z mamą nie było złym pomysłem.

Pamiętam, że gdy tylko wszedł, spojrzałam na niego podejrzliwie: był taki sam jak moim dwaj bracia… czy naprawdę on mówi o Bogu? I mówi dobrze? Pierwsze kilka minut i już wiedziałam, że tak. Kolejne minuty zaskakiwały mnie coraz bardziej. Jak mówił jego ojciec, nieżyjący już doktor Guido, głoszenie „Guidinho”, głoszenie jego syna, było jak symfonia Beethovena, w której każda nuta była na swoim miejscu. Nagle największa niespodzianka! Mówił: „”A ja, lekarz, zaręczony, poczułem się powołany przez Boga, zerwałem zaręczyny i przygotowuję się do kapłaństwa. Bo są piękne kobiety, są bardzo piękne kobiety!, Ale tylko jeden jest Cały Najpiękniejszy: Jezus!” Wow! Ten młody surfer był teraz klerykiem i zakochał się w… Bogu! A jego oczy błyszczały jak nikogo innego, kiedy mówił, że marzy o dniu, w którym zostanie księdzem.

Spotkanie się skończyło, a ja wyszłam zachwycona, myśląc o tym, jak dobrze byłoby, gdybym kochała Boga tak jak on. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Ale Bóg miał inne plany: nie tylko go widziałam, ale żartuję, że zostałam jego kierowcą, zawożąc go wszędzie na spotkania. Więcej niż kierowcą, mogę powiedzieć, że zostałam jego przyjaciółką i pokrótce opowiem co widziałam, słyszałam i przeżyłam z nim, i jaka była główna lekcja, jaką dało mi spotkanie z nim.

Widziałam, że będąc lekarzem ciał, Bóg powołał go na lekarza dusz. Jako dobry lekarz był bardzo oddany swojej pracy. Słuchał każdej osoby tak, jakby tylko ona istniała na świecie, bez pośpiechu, z całkowitą uwagą i „anteną” skierowaną na misje: Bóg chciał tę duszę i on był narzędziem chwili. Nigdy nie widziałam go spieszącego się, nigdy nie widziałam go zdenerwowanego, nigdy nie widziałam go zaniepokojonego. Spieszył się jedynie, by pełnić wolę Bożą: „Śpieszyłem bez ociągania, by przestrzegać Twoich przykazań.” (Ps 119,60). Nigdy nie widziałam, żeby mówił źle o kimkolwiek, nawet o tych, którzy go prześladowali. Zawsze był pogodny, pełen trzeźwej i nieustannej radości. Mówił tylko o Bogu, Dziewicy Maryi, Kościele i dawał nam wersety jak podpory na najróżniejsze sytuacje, bo tym właśnie było wypełnione jego serce (Mt 12,34). I – o dziwo – nikt nie uważał tego za nudne, nawet młodzi ludzie, a wręcz przeciwnie, wszyscy chcieli słuchać więcej i więcej.

W Santa Casa da Misericórdia, gdzie mieszkał, a później jako kleryk stworzył posługę duszpasterską, Bóg czynił cuda przez swego pokornego sługę: paralityk chodził, wyzdrowieli ludzie z nieuleczalnymi chorobami, transwestyta nieuleczalnie zakażony wirusem HIV żałował życia jakie prowadził, przyjął chrzest, a następnie poszedł do nieba.

Na ulicach Guido oddał bezdomnym braciom swoje ubrania, buty, lekarstwa, swoją uwagę. Pewnego dnia jeden z nich, po tym jak Guido zaopiekował się nim i opowiadał o Ewangelii, powiedział: „Słuchaj, dużo mi opowiadano o tym Jezusie, ale dzisiaj naprawdę Go poznałem”. Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, że pewnego dnia ktoś będzie mógł tak o nas mówić?!!

Jego świadectwo i słowa codziennie poruszały ludzi w każdym wieku. Szczególnie chciałabym zwrócić uwagę na młodych ludzi: nikt nie mógł się oprzeć jego wyjaśnieniom dotyczącym najbardziej drażliwych punktów wiary i nieraz byłam świadkiem, jak młodzi ludzie wychodzili z rozmowy z nim kochając czystość, znajdując w nim kogoś, kto opisał ją tak pięknie, jak stworzył ją Bóg, nie zmieniając ani przecinka w Doktrynie. Kiedyś znajoma przyszła na grilla, który z nim zorganizowaliśmy. Weszła jako ateistka, a wyszła jako nawrócona. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Powiedziała: „Najbardziej absurdalną rzeczą, jaką kiedykolwiek słyszałam w życiu, było: «Znalazłam Jezusa». Dziś mam do powiedzenia tylko jedno: Znalazłam Jezusa!” i jednocześnie ze łzami w oczach uśmiechała się, mówiąc, że chce swoje ocalenie zawierzyć Bogu.

Z tego wszystkiego, czego opisanie zajęłoby mi wiele dni i stron, utkwiła mi w pamięci jedna wielka lekcja: Bóg stworzył nas, abyśmy byli święci! I tak, świętość jest możliwa! Dzisiaj! Niech Czcigodny Guido, przez którego plany Boże realizowały się tak szybko, wstawia się za każdym z nas, abyśmy byli wierni w małych rzeczach i podobnie jak on mieli wielkie nabożeństwo do Dziewicy Maryi, wielką miłość do Słowa i Eucharystii oraz ogromną wierność Kościołowi. Wtedy, bez wątpienia, pewnego dnia spotkamy go w niebie.

 

tłumaczenie: Artur Karbowy SAC

 

 

 

 

 

 

 

Ana Luisa Rabelo, “aninha”

żona, matka, publicystka, katechetka 

 

 

 

 

 

 

ZOBACZ stronę o życiu i pracy Guido ↓