Świętego… spotkałem, XXXII
Skrzynka intencji
Skąd ten tytuł? Zaraz wyjaśnię. Mam na imię Basia jestem alkoholiczką. Tak alkoholiczką – ale trzeźwą. Moja droga życiowa była pełna zakrętów i zawirowań. Po ukończeniu terapii własnej w Wojewódzkim Ośrodku Terapii Uzależnienia od Alkoholu utrzymywałam wieloletnią abstynencję. Ale nawrót jest wpisany w tę chorobę, a u mnie zakończył się piciem. Bardzo destrukcyjnym i długotrwałym ciągiem. Autodestrukcja, jaką stosowałam wobec siebie samej, osiągnęła już takie rozmiary, że w konsekwencji doświadczyłam psychoz i jednorazowego ataku padaczki alkoholowej. Gdy ponownie podjęłam leczenie, terapeutka zadała mi pytanie „Za co Ty siebie tak nienawidzisz, doprowadzając się do takiego stanu?”. No właśnie … za co?
Upadłam bardzo nisko, utraciłam sens życia i czułam, że nie jestem w stanie sama się podnieść. Wiedziałam, że tak po ludzku tego nie dokonam. Ja to czułam każdą cząstką siebie. Zaczęłam szukać pomocy. Nie w sposób spokojny, ale taki wynikający z mojej bezsilności, wydzierający się z dna serca. Boże, jeśli istniejesz … ulituj się nade mną! Rozpaczliwie więc zaczęłam pisać prośby o modlitwę do tzw. skrzynek intencji. Tych próśb było wiele, nie pamiętam ile. Jakże byłam zdziwiona, gdy otrzymałam e-maila w odpowiedzi na moją prośbę. I tak w moim życiu, za przyczyną Matki Gaudiosy ze Zgromadzenia Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej z Jabłonowa Pomorskiego, zaczęła być obecna błogosławiona Matka Maria Karłowska.
Jakże byłam zaskoczona, przybliżając sobie Jej postać oraz apostolstwo, że zajmowała się takimi kobietami jak ja, alkoholiczkami. Czy to przypadek? Zaczęłam swoją kolejną abstynencję, ale znacznie różniła się od tej poprzedniej. Nie czułam się już tak samotna i ufałam, że błogosławiona Maria Karłowska trzyma mnie za rękę. Ona wiedziała, czym jest choroba alkoholowa, miałam poczucie, że jestem w pełni rozumiana. Zyskałam Mamę, która mnie nie ganiła, nie oceniała, ale przygarnęła i kochała taką, jaką jestem: z moimi rozchwianymi emocjami, z moim głodem alkoholowym i brakiem wiary w siebie.
Od ponad dwudziestu lat uczęszczam na mityngi Anonimowych Alkoholików i dawno już pragnęłam stworzyć w swoim mieście miejsce, w którym ludzie zagubieni: uzależnieni, współuzależnieni i ofiary przemocy znajdą bezpieczną przystań. Miejsce, w którym otrzymają wsparcie, profesjonalną pomoc i będą czuli się, jak u siebie. Nie muszę przekonywać, jak trudne jest uzyskanie lokalu od miasta, zwolnienie go z czynszu i uzyskanie dotacji na bieżącą działalność…
Od 2003 roku prowadzę Klub Abstynenta i uważam, że to olbrzymia łaska, jaką otrzymałam od błogosławionej Marii Karłowskiej. Potem zrodziła się myśl, aby pomagać w sposób profesjonalny – zatem studia, następnie Studium Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia i praca jako terapeuta na Oddziale Terapii Uzależnień od Alkoholu Szpitala Psychiatrycznego. Czy to przypadek? To co kiedyś było niemożliwe, przybierało w moim życiu realistyczny wymiar.
W roku 2007 obudziłam się w nocy z silnym bólem w klatce piersiowej. To był zawał serca. Nazajutrz, gdy leżałam na Oddziale Intensywnej Terapii, profesor powiedział mi, że bardzo rzadko się zdarza, aby w tym wieku (miałam wówczas 45 lat) pacjenci „wychodzili” z tak rozległych zawałów. Ja wyszłam pomyślnie i wróciłam do swej pracy. Czy to przypadek? Wiem, że w Sanktuarium Błogosławionej Marii Karłowskiej w Jabłonowie-Zamku trwała nowenna o moje życie i powrót do zdrowia…
Rok 2008 – Akademia Medyczna, do której zgłosiłam się na usunięcie guza piersi. Oczywiście miałam ze sobą wszelkie wymagane wyniki badań. Lekarz, który mnie przyjmował na oddział stwierdził na podstawie wyniku rentgena płuc, że u mnie nowotwór dał już przerzuty. Ponieważ mój brat zmarł w młodym wieku na chorobę nowotworową uznałam, że to pewnie genetyka i teraz kolej na mnie. Czułam, że tracę grunt pod nogami. Zastanawiałam się, ile czasu mi pozostało: rok czy może pół roku? Nawet nie pomyślałam o tym, żeby pójść się napić – raczej, co muszę pozamykać i uporządkować w swoim życiu. Zadzwoniłam do Matki Gaudiosy i powiedziałam, że tylko cud może mnie uratować. Ona jest w Jabłonowie Pomorskiem w Sanktuarium Błogosławionej Marii Karłowskiej. Od razu moja intencja została umieszczona w nowennie do błogosławionej Matki Marii. I co się okazało? Mój mąż przywiózł wcześniejsze wyniki moich prześwietleń i konsylium lekarskie stwierdziło, że nie mam przerzutów. Znów można zapytać: czy to przypadek?
No cóż, moje życie jest bardzo zwyczajne. Anonimowi Alkoholicy mówią, że trzeźwienie jest łaską – i ja tą łaskę otrzymałam. Dane mi jest pochylać się na co dzień nad człowiekiem uzależnionym, który wciąż jeszcze cierpi, zarówno w szpitalu w którym pracuję, jak i w Klubie Abstynenta, prowadząc liczne warsztaty terapeutyczne. Czy to przypadek?
W moim rozumieniu nie zasługuję, żeby być narzędziem w ręku Boga. Ale gdy spojrzę w lusterko wsteczne na moje życie i drogę, jaką przeszłam, jestem przekonana, że początek tej właśnie drogi zaczął się od Skrzynki Intencji, od mojego spotkania z błogosławioną Matką Marią. Wszelkie trudne sprawy polecałam i polecam błogosławionej Marii Karłowskiej. Począwszy od szukania lokalu na klub, poprzez liczne egzaminy i problemy zdrowotne. Odczuwam, że Błogosławiona jest obecna w moim życiu. Od lat staram się być dwa razy do roku w Jej Sanktuarium. Nie potrafię się modlić słowami, ale ważnym jest dla mnie, aby położyć swoje dłonie na Relikwiach Błogosławionej. To taki rytuał, jakbym podłączała się do akumulatora. I szepczę: choć odrobinę Twojej mądrości i serca pragnę mieć, aby móc pomagać… – i wracam do „swoich zagubionych owieczek”.
Również proszę o modlitwę w nowennie w Sanktuarium za swoich pacjentów – w sposób szczególny za tych, którzy nie otrzymali nigdy miłości w swoim życiu i czują się bardzo samotni i opuszczeni. Bo błogosławiona Maria Karłowska wie, co to uzależnienie i zagubienie w życiu. Mam subiektywne odczucie, że moja praca terapeutyczna nie zawsze jest wystarczająca i proszę o wstawiennictwo Błogosławionej w trudnych przypadkach. Jeśli ktoś wie, czym jest choroba alkoholowa i jak trudno ją zatrzymać, rozumie, że bez łaski Bożej jest to tak po ludzku szalenie trudne. Ja jestem przekonana, że Błogosławiona pomogła mi powstać z mojego upadku, była przy mnie na studiach, gdy robiłam specjalizację i podczas moich hospitalizacji. Jest przy mnie na co dzień.
Wdzięczna Basia